poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Pocztówki z włóczęgi

Wiem, wiem, że długa ta cisza tutaj,
ale czekałam, aż święta wybrzmią na dobre ;)

a teraz zbieram się
(baaardzooo pooowoooliii)
żeby wrzucić tu trochę zdjęć
z naszego wyjazdu

nie będą to jakieś tam sztandarowe punkty Londynu,
które 'koniecznie trzeba zaliczyć i zobaczyć'
ale miejsca, po których włóczyłyśmy się
bez większego planu

choć konkretny plan też był

ja cieszyłam się jak dziecko,
że przez tydzień będziemy u Marci,
a Madziare dodatkowo cieszyła się na spotkanie
z Jamesem McAvoyem

pozostałe punkty planu
były bardzo luźno porozrzucane
po różnych częściach Londynu

dobrze jest żyć w czasach,
gdzie wystarczy chwila
(no może kilka chwil)
żeby znaleźć się w zupełnie innym miejscu,
niż to, w którym się żyje na co dzień

nie przepadam za lataniem samolotem,
momenty startu i lądowania są dla mnie stresujące
i raczej nieprzyjemne

za to, kiedy jestem już w górze,
kilka kilometrów nad ziemią,
jest naprawdę nieziemsko
- niebiańsko nawet ;)



bujanie w chmurach ma jednak to do siebie,
że przynajmniej od czasu do czasu trzeba zejść na ziemię

zeszłyśmy więc i my
zaraz po tym, kiedy wylądowałyśmy szczęśliwie na lotnisku

ziemia brytyjska przywitała nas iście angielską pogodą

ale co tam pogoda
- London, bejbe - zakrzyknęłyśmy niczym Joey

mogło sobie wiać i padać
lać nawet
a nam i tak było bosko

z lotniska odebrała nas Marcia
przez całą drogę ze Stansted do Rainham
nie mogłyśmy się nagadać 

jak to dobrze, że umiemy mówić i słuchać jednocześnie ;)

Marcia mieszka ze swoją Rodziną w Rainham
powiem Wam, że 'deszcz' w nazwie miejscowości
chyba wzmaga ilość opadów
i chociażby z tego powodu
na miejsce zamieszkania warto wybierać
miejscowości, w których nazwie występuje słońce
na przykład San Francisco (co tam pisownia, liczy się wymowa)
(nie, 'san atorium' to nie to samo ;)

tak naprawdę, to dobrze, że Marcia mieszka tam, gdzie mieszka
bo San Francisco jest strasznie daleko

dziś już nie pamiętam, co robiłyśmy po kolei
zdjęcia będą więc występować w dowolnej kolejności
(często nieprzemyślanej)
i mogą nawet nie mieć ze sobą żadnego związku
ot takie luźne pocztówki z naszej włóczęgi

Madziare uwielbia Sherlocka
byłyśmy więc na Baker Street
oraz w miejscach pokrewnych
Sherlocka niestety nie zastałyśmy,
ale mamy jego wizytówkę
- jakby co


a tu rzeczony Sherlock we własnej osobie:

Z najnowszych zabytków Londynu,
bardzo spodobało nam się to miejsce:

tylko dla fanów emenemsów

hmmm... zeszło nam tam yyy... chwilę ;)


Tutaj jest filmik z naszego pobytu w królestwie m&m's (klik)
gdyby strona poprosiła o kod dostępu, to proszę, oto on: DDSDL-TTVZJ


Madziare zaciągnęła mnie na wystawę fotografii
autor: Henri Cartier - Bresson 



Pasjonaci fotografii zapewne rozpoznają te prace
być może nie tylko pasjonaci

Zachwyciła mnie dzielnica Camden Town,
gdzie mieszkała Amy Winehouse

kolorowo tu i magicznie
Amy - to ta w środku ;)


O, Amy, Amy...




 

Alicja i Kapelusznik też lubią Camden ;)

My tu jeszcze wrócimy...
...i wcale się nie zgrywamy

W Camden czułyśmy się prawie jak w domu
co i rusz słychać było mowę ojczystą
zresztą nie tylko w Camden

pan na stoisku z własnoręcznie robioną biżuterią,
pani kelnerka w restauracji,
gdzie się człowiek nie ruszy, tam rodacy

Włócząc się po Londynie,
byłyśmy w tradycyjnym angielskim pubie


a nawet w dwóch pubach

w jednym serwowali frytki w wiaderkach

niezbyt to angielskie
a może właśnie bardzo angielskie?
sama nie wiem

innym razem jadłyśmy w pewnej małej knajpce w chińskiej dzielnicy
to, co jadłyśmy było naprawdę pyszne

Choć i tak najbardziej smakowało mi jedzenie w Camden Town
(oczywiście oprócz Twojego, Marciu - gotujesz przepysznie :*
Madziare, Twoja grecka sałatka przed wylotem też była naprawdę smaczna :)

na rynku w Camden są stoiska i kucharze z różnych stron świata
można wszystkiego spróbować i wybrać z tych smaków coś dla siebie
i rozkoszować się tym, siedząc przy długich drewnianych stołach
prawda, że fantastyczna międzynarodowa integracja?
(a nawet z elementami ornitologii ;)


Być może nie wygląda to na restaurację,
której sanepid wręczyłby medal,
nikt nie zawraca sobie głowy obrusami,
sztućce wyłącznie plastikowe,
jedzenie rękoma bardzo powszechne, 
ale klimat pierwszorzędny, 
a jedzenie - palce lizać (i to dosłownie!)

popołudniową kawę i herbatę wypiłyśmy tego dnia
w uroczej kafejce nieopodal,
w której chichrałyśmy się jak wszędzie indziej

dosiadłyśmy się do stolika, przy którym z drugiej strony
siedziała dziewczyna i chłopak
po chwili okazało się, że też są z Polski
(bo przecież nie skądinąd, skądże znowu ;)

wieczorem tego dnia nastąpiła chwila,
na którą Madziare czekała od dawna
a konkretnie od grudnia ubiegłego roku, kiedy to udało Jej się
zakupić dla nas bilety na sztukę teatralną 'The Ruling Class'
z Jamesem McAvoyem w roli głównej

nie mając pewności, czy Marta będzie mogła iść z nami,
kupiłyśmy tylko dwa bilety (wybacz, Marciu)
wszystkie miejsca bardzo szybko się wyprzedały
w dniu spektaklu długo czekałyśmy w kolejce po zwroty
niestety nikt nie zwrócił biletu
i Marta nie mogła pójść z nami :(
(mam nadzieję, że kiedyś nam to wybaczy)

miałyśmy miejsca w drugim rzędzie!!!
aktorzy niemal na wyciągnięcie ręki
w tym James McAvoy,
który w swojej roli był doskonały
kwestie wygłaszał z najwyższą maestrią
rozbryzgując ślinę na prawo i lewo
(oraz w przód)
pod tym względem drugi rząd był nieco lepszy,
niż pierwszy,
choć - jak sądzę - niejedna (a może i niejeden)
dałaby się zbryzgać śliną Jamesa McAvoya,
gdyby tylko nadarzyła się taka okazja ;)


W kolejce po zwroty stał z nami młody chłopak
(ten na górze, obok Madziare)
nie mam pojęcia, jak się nazywa,
ale studiuje w szkole aktorskiej,
więc być może kiedyś gdzieś rozpoznamy tę twarz ;)

Za to ta twarz jest wszystkim doskonale znana
to Madziare
(po spotkaniu z Jamesem, czekając nań i na scenie)
oraz uciekający James McAvoy

musiał się bardzo spieszyć,
skoro na biletach namazał coś na szybko, 
zamiast podpisać się kulturalnie i czytelnie
- pełnym imieniem i nazwiskiem

się popisał. całkiem dobry bilet pomazał... ;)
A dwa dni wcześniej
podekscytowane tym, że będziemy w londyńskim teatrze,
przechodziłyśmy koło innego teatru
i zobaczyłyśmy, że grają 'Shakespeare in Love'
widziałyśmy wprawdzie film,
ale przecież film to nie to samo, co przedstawienie
i żywi aktorzy na scenie

nie wahając się ani przez chwilę,
jako żywo poszłyśmy do kasy
i kupiłyśmy bilety

i w ten sposób wyszło na to,
że częściej bywamy w teatrze w Londynie, niż w Warszawie
takie światowe jesteśmy ;D



Bardzo, bardzo nam się podobało
środa - teatr,
czwartek - teatr
żyć, nie umierać ;)

skoro już jestem przy teatrze...

bardzo chciałyśmy zwiedzić Globe
niestety akurat było przedstawienie
(na które jak raz nie miałyśmy biletów)
i mogłyśmy zwiedzić tylko muzeum
ale i tak było warto


Globe odwiedzimy zatem następnym razem
a to znaczy, że już powinnyśmy zacząć polowanie na bilety




Lubię Londyn
to jedno z moich miejsc sentymentalnych

Madziare też lubi
i to tak bardzo, że najchętniej byłaby w wielu miejscach na raz...
Nie mam pojęcia, jak Ona to robi,
ale czasem to się Jej udaje 



i to nic, że ostatniego dnia przewiało nas i zmoczyło do suchej nitki
my i tak dzielnie uśmiechałyśmy się w rozanieleniu

no dobra, kiedy świeci słońce, uśmiechy jakoś lepiej nam wychodzą ;)

Po Londynie poruszałyśmy się głównie metrem 
muszę przyznać, że tamtejsze metro wygląda imponująco


ale za to warszawskie łatwiej narysować
bo wystarczą dwie kreski na krzyż
i to jest plus
(w rzeczy samej ;)



No i to by było na tyle

Bardzo, bardzo wdzięczne jesteśmy Marci, Arshadowi, Hariskowi i Danielkowi,
że tak dzielnie znosili nas przez tydzień ;)
- jesteście najlepsi!!! :*



Kochamy Was jakniewiem co :)
I odwiedzimy Was znów, kiedy już trochę od nas odpoczniecie :*

Marta i Arshad prowadzą swój hotel w Reading
jeśli będziecie w tamtych stronach, zajrzyjcie koniecznie
jest przytulny i uroczy
Marcia osobiście o to zadbała :)

Madziare prawie dostała robotę w recepcji,
ale później przypomniała sobie, że nie może tam pracować,
bo przecież jest Batmanem

w myśl zasady:
'zawsze bądź sobą, no chyba, że możesz być Batmanem,
to wtedy lepiej być Batmanem' ;)

i tu wchodzi Madziare. Pod płaszczykiem Batmana cała na biało ;)
Kochani, uściski Wam posyłamy i buziaki
pogłaskajcie od nas rybki ;)

Czy te dwie rybki, które zginęły, już się znalazły?
Przysięgam, że my z Madziare wcale ich nie zjadłyśmy w nocy
- jak bum cyk cyk ;)

Marciu, we love you :)

You are an...


a moment, kiedy jechałyśmy już na lotnisko,
a Ty rzuciłaś się na szybę samochodu
krzycząc: 'please, don't go'
- był w Twoim wykonaniu przeuroczy :)))


CU soon - I hope <3

PS To zdjęcie poślę do Globe. Jestem pewna, że Marcia od razu dostanie angaż
do jakiejś dramatycznej roli ;)

PS2 Filomena, gdyby nie Ty, jeszcze pewnie długo nie zabrałabym się
za 'spisanie' tego tygodnia. Co, jak co, ale motywować, to Ty potrafisz. Dzięki :)

PS3 Już nigdy przenigdy nie narobię sobie takich zaległości w pisaniu

PS4 Co do PS3 - to akurat wcale nie jest takie pewne ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz