środa, 10 czerwca 2015

Miło jest zacząć tydzień od wtorku

dać komuś palec
a weźmie całą rękę

wypisz, wymaluj
to o nas
i o długim weekendzie
który bezczelnie i zachłannie
wydłużyliśmy sobie
o poniedziałek

luksus nad luksusy
- pominąć tę poniedziałkową pobudkę o 5.30
i zafundować dzieciom jeden dzień legalnych wagarów

wprawdzie koniec roku za pasem
ale nawet jedna taka pobudka mniej i tak cieszy

rok temu polecieliśmy na długi weekend do Barcelony

i tak nam się spodobało to miasto,
że postanowiliśmy tam wrócić
tak szybko jak się da

dało się w miniony weekend

taki długi weekend to dobra okazja
żeby pobyć tylko we dwoje
(jeśli nie liczyć tysięcy ludzi na ulicach Barcelony)
i - uwaga, teraz będzie romantycznie -
wreszcie się wyspać

Rodzice Krzyśka zgodzili się przygarnąć wnuki do siebie
i są dla mnie bohaterscy bardzo,
bo do naszej czwórki
Włodson (brat Krzyśka) i Marta (żona Włodsona)
dorzucili jeszcze syna swego - Adasia (w promocji)

a piątka dzieci
w tym samym miejscu i czasie
przez kilka dni z rzędu
to już proszę państwa nie przelewki

i tym bardziej wdzięczna jestem
że od czasu do czasu
ja i Krzysiek możemy pobyć sami ze sobą
i przypomnieć sobie,
jak to było,
zanim do pakietu naszych życiowych ról
dorzuciliśmy bycie mamą i tatą

za nic w świecie nie zrezygnowalibyśmy z bycia rodzicami
dzieci są cudne, kochamy Je bardzo i w ogóle
ale wiadomo też powszechnie,
że rodzicielstwo nie jest wyłącznie
niekończącym się pasmem szczęścia i radości
o nie!
i dlatego chwile wytchnienia
są tak bardzo ciału i duszy potrzebne

żeby nie było tak różowo...

w samolocie siedziałam obok matki,
która trzymała na kolanach swojego malutkiego synka
chłopiec płakał wniebogłosy
i dopiero kiedy samolot wystartował
zasnął snem słodkim
na piersi swej rodzicielki
ufff... - odetchnęłam z ulgą...

...na chwilę

bo dwójka dzieci siedzących za nami
nie spała przez cały trzygodzinny lot
przekrzykując się wzajemnie i skacząc po fotelach

gdyby nie fakt, że maluchy miały zaledwie po kilka lat,
uznałabym, że podróżują same

nikt z dorosłych bowiem nie powiedział swoim pociechom,
że walenie w fotele i wydawanie dzikich wrzasków
w czasie lotu
to nie jest to, co tygrysy lubią najbardziej...
(a co dopiero ludzie,
którzy właśnie lecą sobie,
żeby odpocząć
od dzieci i całej reszty ;)

mam w sobie spore pokłady cierpliwości
i byle drobiazgi
(czy inne niedogodności)
raczej nie wyprowadzają mnie z równowagi

kiedy jednak rodzice rozbrykanych słodziaków
wyciągnęli pęto polskiej kiełbasy,
które to pęto - sądząc po zapachu i odgłosach -
spożywali przez większą część lotu
wraz ze znajomymi (lecieli większą ekipą)
- miałam ochotę zaszantażować pilota
(choćby długopisem, skoro z pilniczkami do paznokci na pokład nie wpuszczają)
kazać mu zawrócić i zrzucić nas gdzieś w górach,
gdzie nie ma ludzi...

niektórzy powinni podróżować w luku bagażowym...
- pomyślałam złośliwie

wybaczcie chwilowy jad...
myślę, że to wina tych oparów kiełbasianych ;)

po takiej podróży
chwile ciszy i spokoju doceniliśmy jeszcze bardziej
nie ma więc tego złego...

Barcelona ugościła nas słońcem

miło było powłóczyć się po urokliwych uliczkach
bez pośpiechu

i to nic, że w nocy z soboty na niedzielę
nie mogliśmy zasnąć
barcelończycy jeszcze długo po meczu
jeździli po ulicach
trąbiąc klaksonami co sił
i świętując kolejne zwycięstwo swojej drużyny
w lidze mistrzów

a i w drodze powrotnej nie zabrakło atrakcji

nie, w samolocie nie było dzieci

za to kiedy już wpuszczono nas na pokład
okazało się,
że kontrolerzy lotów właśnie rozpoczęli strajk

odlecieliśmy z dwugodzinnym opóźnieniem
ale co tam takie dwie godziny wobec wieczności ;)

nasz romantyczny wyjazd we dwoje uważam za udany
(wreszcie się wyspaliśmy ;)
Barcelona pięknym miastem jest
i kiedyś pewnie jeszcze tam pojedziemy
(na drogę zabierzemy ze sobą kanapki z jajkiem
- żebyśmy mieli się czym bronić - jakby co... ;)

Jeśli zaś chodzi o sztukę,
to ja - niezależnie od miejsca -
zupełny lajkonik jestem
(laik - czyli)

rok temu w Muzeum Picassa
patrzyłam na te wszystkie słynne dzieła
i myślałam sobie,
że nawet dzieci w przedszkolu ładniej malują

pewnie niektórzy uznają,
że bluźnię tym straszliwie

no i - psia kitka - trudno
tak to widzę (czy też raczej nie widzę)
i nic na to nie poradzę

ale już taki Gaudi albo Dali
to zupełnie co innego

wiadomo
- de gustibus...
itd...

ale o czym to ja miałam
a!
miło jest zacząć tydzień od wtorku
zwłaszcza, że właściwie jest już środa,
więc praktycznie za chwilę
będzie weekend

i przyleci Marcia

i już za moment
babskie wakacje
ciepłe morze
piasek też ciepły
słońce gorące...

a kiedy się człowiek
w dobrym towarzystwie wygrzeje,
to później każdą zimę przetrwa

to nie jest myśl Coelho

- ja tak mam ;)

PS dorzucam kilka fotek z Barcelony
proszę nie doszukiwać się logicznego ciągu
- raczej nie nastąpi ;)

lubię palmy. pod palmami najładniej wszystkim odbija ;)

La Rambla (czyli piotrkowska Słowackiego
lub też warszawska Marszałkowska ;)


tak sobie tylko patrzyłam na dachy.
pan znalazł się na zdjęciu całkiem przypadkiem
jego goły tyłek również ;)

w tej katedrze żyją sobie na przykład prawdziwe gęsi

o, proszę
takie ładne arkady znaleźliśmy w Parku Guell'a. Danusiu, dla Ciebie te arkady :)
W domu Gaudiego. Sypialnia.
skromnie, choć geniusz

na pewno nie z Ikei


Nie, to nie zamek królewski. To szpital miejski - niedawno dopiero przeniesiony w inne miejsce.
Nic dziwnego, że w takich warunkach ludzie szybciej dochodzą do zdrowia
Ci, którzy znają zupełnie inne szpitalne realia, na widok takiego szpitala
mogą się raczej rozchorować
(z zazdrości ;)

w wolnej chwili wyszło nam (zupełnie nie pamiętam a propos czego)
że jesteśmy razem 25 lat
ho ho, ćwierć wieku to już nie w kij dmuchał ;)

to drzewo pachniało tak obłędnie, że najchętniej stałabym i wąchała je choćby do jesieni 
Krzysiek dwoił się i troił, żebyśmy zwiedzili najciekawsze miejsca

uchwyciłam tylko dwojenie
nad trojeniem muszę jeszcze popracować ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz