czwartek, 24 lipca 2014

W czwartek o wtorku na poduszce

Kiedy jest się matką czwórki dzieci i kiedy w wakacje cała czwórka przebywa akurat w domu,
modlitwa o pogodę ducha jest po prostu nieodzowna.
I miłość nie ma tu nic do rzeczy, bo wiadomo, że się kocha, ale...

niedziela, 20 lipca 2014

Północnie

Chodzę i się lepię. I poruszam się trzy razy wolniej niż zazwyczaj.
Wczoraj odwiozłam Agatkę (Kakuś - mówią dziewczyny).
I przyjechała Ewczi - Ewa - mama Agatki (ciociu Eło - woła Zuzia)
Jutro jedziemy do Zgierza. Ciocia Magdalena zaprosiła nas na imieninowy obiad.
Prezent zakupiony: krem i książka.
Przy okazji nabyłam sobie kilka odcieni niebieskiego lakieru do paznokci.
Znalazłam śliczny granatowy. Taki atramentowy. Lekko połyskujący.
Kiedyś uwielbiałam. I fiolet.

Krzysiek upiekł chleb - pięknie się przypochlebił ;)
Sam zrobił zakwas. Z mąki razowej i wody.
Ja tylko zmieliłam orzechy, dorzuciłam siemię lniane, pestki słonecznika i dyni.
Absolutne niebo w gębie.

Dochodzi północ. Padam z nóg. Dosłownie. Słaniam się na nogach ze zmęczenia.
Po szeregu prań załadowanych, wyjętych, powieszonych, złożonych.
Marzę już tylko o tym, żeby pójść spać.
Zeszyt z listem do Ann - pod stosem książek przy łóżku. Zakurzonych...
Myślę sobie / łudzę się, że od września będzie mi trochę łatwiej.
Chłopcy w szkole, dziewczynki w przedszkolu.
Kawałek dnia będzie tylko mój. Can't wait

Dobranoc :)

środa, 16 lipca 2014

Bo to jest tak:

Stoję sobie i popełniam obiad.
Kurczę grillowane, dodatek skrobiowy i zielona sałata
z jogurtem naturalnym firmy Zott
- dla mnie najlepszy z jogurtów (czy to już lokowanie produktu? ;)
Stoję, robię różne rzeczy, jest piękna niedziela i w trakcie czynności obiadowych
post sam pisze mi się w głowie.

Jest elokwętny żę ho ho, dofcipny i błyskotliwy - a jakże.
Niestety ręce w kurze i ziołach uniemożliwiają natychmiastowe zapisanie owych myśli,
co to po głowie się mi snują.
Myślę sobie - nic to - będę pamiętać, później zapiszę.
Guzik. Chwilę później jest środa, godzina popółnocna a nawet nadranna
- chociaż jaka się opublikuje na blogu - pojęcia bladego nie mam.
Tu jakoś inaczej czas płynie i pokazują się te godziny dzikie zupełnie i nieprawdziwe.
Aż tak po nocach nie przesiaduję. Dziś tylko. I kiedy indziej bywa, że też :)

niedziela, 13 lipca 2014

Nie ogarniam...

...bloggera. Nie on jeden zresztą jest dla mnie nie do ogarnięcia.
Leniwa niedziela. W tle film z gazety. Niezbyt wciągający.
Piterson spakował manatki i wyprowadził się do rodziny zastępczej.
Do kumpla z klasy - znaczysię.

Kuba wymęczył kostkę rubika i trochę nas.
Gerlsy pozwoliły sobie zapleść warkoczyki.
Nie, nie mnie. Takie rzeczy to tylko Kakuś :)

sobota, 12 lipca 2014

Z cyklu: abstrakcyjne rozmowy przy obiedzie

Ja: Piter, wolisz kaszę jęczmienną, czy ryż?
Piotrek (bez choćby cienia uśmiechu): Wolę ryż. Jest bardziej chiński.
A ja kiedyś chcę być Azjatą

???!!!

Poczucie humoru dziwnie podobne po mamusinego ;)

Poranek idealny

...choć już prawie południe.
Mąż sporządza listę zakupów.
Nie jestem pewna, czy mogę Go wymienić z imienia.
A nuż nie zechce wystąpić w moim blogu?

Chociaż skoro piszę średnio co trzy lata, to pewnie nie zrobi Mu to różnicy ;)
Synkowie zgodnie skończyli grę na peesie
i dopisują do listy zakupów kremówki i napoleonki
(jestem silna, nie zjem ani jednej).
Będą też jagodzianki (aż tak silna nie jestem).
Córki nie mogą się zdecydować, czy lepić z ciastoliny, czy puszczać bańki.
Ciastolina cała w płynie. Trudno się nie wpienić ;)

Na pohybel niepamięci!

To, co wydarza się u mnie coraz częściej
- te, no... zaniki pamięci - skłoniły mnie w końcu do pisania.
W przeciwnym razie za 10 lat zapomnę o tylu ważnych rzeczach,
o których jednak wolałabym pamiętać.

Pisanie obarczone jest sporym ryzykiem.
Pewnie będę pamiętać też to, o czym wolałabym zapomnieć.
Albo nie napiszę nic istotnego.
Nic to.
Piszę dla siebie.
Kupamięci.

Obym pisała częściej niż raz na trzy lata ;)