w miniony weekend
miałam niebezpiecznie podwyższony poziom serotoniny i dopaminy
a do tego doszły jeszcze niekontrolowane wytryski endorfin
odkąd przeprowadziłam się do Warszawy
cierpię na chroniczny niedośpiew
co jakiś czas udaje mi się załagodzić ten stan
jednak nasycenie nie trwa długo
na szczęście w weekend, który skończył się dopieroco
(oj tam, 5 dni temu... ale w porównaniu z wiecznością - dopieroco ;)
(oj tam, 5 dni temu... ale w porównaniu z wiecznością - dopieroco ;)
było inaczej
bo i śpiewania było więcej
w sobotę śpiewaliśmy do czwartej rano
w niedzielę do piątej
też rano - a jakże
i w dzień jeszcze trochę
dopóki się nie rozjechaliśmy właściwie
co łatwe nie było (rozjechanie, nie śpiewanie)
bo po takim weekendzie - to jak w piosence:
"(...) i tak się trudno rozstać..."
ale nic to
do następnego pośpiewania trzeba jakoś oddychać
i wrócić do prozy życia
nie samą poezją człowiek żyje ;)
nie wrzucę żadnych 'ludzkich' zdjęć z wyjazdu (no, może oprócz jednego)
- taka umowa ekipowa
dodam tylko, że oprócz śpiewania
byliśmy w termach w Białym Dunajcu
o, tutaj:
na zdjęciu termy Gorący Potok, a nie pot - rzecz jasna
chociaż woda była tak gorąca, że właściwie i to, i to się zgadza
ludzie spoza ekipy trochę dziwnie na nas patrzyli
jakby nie wiedzieli: zostać w wodzie, czy się ratować
a może lecieć zadzwonić po pogotowie
czy tam inną pomoc :D
bo w ramach konkursu na wesoły czepek
weszliśmy do wody w najróżniejszych nakryciach głowy
od mopa z kolorowymi dodatkami po kask bokserski i strażacki
kapelusze, haftowane czepce, kolorowe peruki
i czego tam jeszcze nie było...
cuda wianki
dosłownie! :)
mam nadzieję, że nikt nie robił zdjęć z ukrycia
jeśli zaś tak się zdarzyło
szukajcie relacji w... bo ja wiem... może National Geographic ;)
a kiedy spotkamy się osobiście
koniecznie przypomnijcie mi
żebym Wam opowiedziała kapitalny dowcip
(nie jakieś tam bla, bla, bla)
i z pewnością się uśmiejecie*
*o ile nie pomylę Rubinsteina z Pendereckim
oraz Beethovena z Bachem ;)))
i w dzień jeszcze trochę
dopóki się nie rozjechaliśmy właściwie
co łatwe nie było (rozjechanie, nie śpiewanie)
bo po takim weekendzie - to jak w piosence:
"(...) i tak się trudno rozstać..."
ale nic to
do następnego pośpiewania trzeba jakoś oddychać
i wrócić do prozy życia
nie samą poezją człowiek żyje ;)
nie wrzucę żadnych 'ludzkich' zdjęć z wyjazdu (no, może oprócz jednego)
- taka umowa ekipowa
dodam tylko, że oprócz śpiewania
byliśmy w termach w Białym Dunajcu
o, tutaj:
chociaż woda była tak gorąca, że właściwie i to, i to się zgadza
ludzie spoza ekipy trochę dziwnie na nas patrzyli
jakby nie wiedzieli: zostać w wodzie, czy się ratować
a może lecieć zadzwonić po pogotowie
czy tam inną pomoc :D
bo w ramach konkursu na wesoły czepek
weszliśmy do wody w najróżniejszych nakryciach głowy
od mopa z kolorowymi dodatkami po kask bokserski i strażacki
kapelusze, haftowane czepce, kolorowe peruki
i czego tam jeszcze nie było...
cuda wianki
dosłownie! :)
tu dla przykładu Siostra ma w czepku swym - jak pływać, to z fantazją ;) photo by: Igor Godlewski |
jeśli zaś tak się zdarzyło
szukajcie relacji w... bo ja wiem... może National Geographic ;)
a kiedy spotkamy się osobiście
koniecznie przypomnijcie mi
żebym Wam opowiedziała kapitalny dowcip
(nie jakieś tam bla, bla, bla)
i z pewnością się uśmiejecie*
*o ile nie pomylę Rubinsteina z Pendereckim
oraz Beethovena z Bachem ;)))
do następnego razu, drogie góry <3 |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz