w miniony piątek
gdzieś tak koło północy
jechałam sobie windą z garażu do mieszkania
nie, wcale nie jestem leniwa
jestem po prostu energooszczędna
owszem, zdrowiej byłoby
gdybym częściej chodziła schodami
z garażu, który jest na minus jeden
do naszego mieszkania na plus jeden
ale zmęczona byłam
było późno,
więc uznałam, że windą będzie bezpieczniej ;)
wsiadłam zatem do windy
nacisnęłam jedynkę
winda ruszyła
po chwili jednak
znów się zatrzymała
na parterze do windy wsiadła para
pan na lekko chwiejnych nogach
(a może tylko buty miał za ciasne)
pod jedną pachą trzymał butelkę wina
a pod drugą pachą swoją kobietę
tak myślę, że była jego
no bo gdyby nie była
to przecież nie dałaby się tak wziąć pod tę pachę, nie?
pan z winem i kobietą wsiadł do windy
wzrokiem nieco mętnym popatrzył mi w oczy
i rzecze:
- la vie est belle
chciałabym móc napisać, że wymówił tę frazę z pięknym francuskim akcentem,
ale to akurat nie jest specjalnie trudne do wymówienia
ot - lawijebell - i już
tak czy inaczej byłam pod wrażeniem tej głębokiej filozoficznej myśli
wypowiedzianej tak znienacka
a ponieważ pan nadal patrzył mi prosto w oczy
niejako wyczekująco
pomyślałam, że powinnam coś odpowiedzieć
mówię więc:
- tak, to prawda
życie jest piękne
jest piątkowy wieczór
pogoda prześliczna
weekend właśnie się zaczyna...
pewnie bredziłabym tak jeszcze długo
(właśnie miałam coś wspomnieć o pełni księżyca)
ale winda zatrzymała się na pierwszym piętrze
pan jeszcze raz na mnie popatrzył
i powiedział (tak normalnie, nie że z politowaniem):
- perfumy la vie est belle...
o matko, no tak, moje perfumy
ulubione
ma facet nosa
...
to całkiem jak ja
historia znów dzieje się w windzie
w naszym bloku mieszka para
(zapewne niejedna
ale ja akurat o tej jednej, konkretnej)
ona i on
oboje śliczni jak z obrazka
jakby żywcem wyjęci z jakiegoś filmu
bardzo romantycznego
ona - drobniutka, filigranowa
(za każdym razem, kiedy ją widzę, czuję się przy niej
jak Madame Maxime z Harrego Pottera)
z długimi czarnymi włosami
nieskazitelna cera
lekko śniada karnacja
on - wysoki, przystojny brunet
w okularach, które dodają mu jeszcze uroku
karnacja również lekko śniada
typowo południowa uroda
myślę sobie - na 100% Włosi
mijając się - jak to sąsiedzi - wymieniamy grzeczności
po angielsku
któregoś dnia
wchodzę z Julką i Zuzią do windy
a tam sama ona
bez swojego przystojnego partnera
ale za to z psem
było coś koło ósmej rano
spałam prawie w tej windzie na stojąco
za to pies miał energię wulkanu
skakał, piszczał, obwąchiwał Julkę i Zuzię
i ewidentnie chciał się bawić
ona popatrzyła na mnie trochę przepraszająco
bo akurat jej pies usiłował wylizać buzie moich córek
dziewczyny ze śmiechem schowały się za moimi plecami
a ja powiedziałam do niej po angielsku,
że życzyłabym sobie mieć z rana tyle energii, co jej pies
uśmiechnęła się i ku mojemu zaskoczeniu
zaczęła ze mną rozmawiać piękną polszczyzną
pomyślałam sobie: wow! dzielna kobieta
polski język nie należy do najłatwiejszych
a ona tu całkiem nieźle sobie radzi
kiedy więc już w garażu rozchodziłyśmy się każda w swoją stronę
życzyłam jej dobrego dnia
i dodałam, że świetnie mówi po polsku
na co ona:
- tak, bo ja jestem Polką
mój narzeczony jest Hiszpanem
no.
tak więc myślę sobie: jasne - zdrowiej jest chodzić schodami
ale to w windzie dzieją się różne ciekawe historie ;)
gdzieś tak koło północy
jechałam sobie windą z garażu do mieszkania
nie, wcale nie jestem leniwa
jestem po prostu energooszczędna
owszem, zdrowiej byłoby
gdybym częściej chodziła schodami
z garażu, który jest na minus jeden
do naszego mieszkania na plus jeden
ale zmęczona byłam
było późno,
więc uznałam, że windą będzie bezpieczniej ;)
wsiadłam zatem do windy
nacisnęłam jedynkę
winda ruszyła
po chwili jednak
znów się zatrzymała
na parterze do windy wsiadła para
pan na lekko chwiejnych nogach
(a może tylko buty miał za ciasne)
pod jedną pachą trzymał butelkę wina
a pod drugą pachą swoją kobietę
tak myślę, że była jego
no bo gdyby nie była
to przecież nie dałaby się tak wziąć pod tę pachę, nie?
pan z winem i kobietą wsiadł do windy
wzrokiem nieco mętnym popatrzył mi w oczy
i rzecze:
- la vie est belle
chciałabym móc napisać, że wymówił tę frazę z pięknym francuskim akcentem,
ale to akurat nie jest specjalnie trudne do wymówienia
ot - lawijebell - i już
tak czy inaczej byłam pod wrażeniem tej głębokiej filozoficznej myśli
wypowiedzianej tak znienacka
a ponieważ pan nadal patrzył mi prosto w oczy
niejako wyczekująco
pomyślałam, że powinnam coś odpowiedzieć
mówię więc:
- tak, to prawda
życie jest piękne
jest piątkowy wieczór
pogoda prześliczna
weekend właśnie się zaczyna...
pewnie bredziłabym tak jeszcze długo
(właśnie miałam coś wspomnieć o pełni księżyca)
ale winda zatrzymała się na pierwszym piętrze
pan jeszcze raz na mnie popatrzył
i powiedział (tak normalnie, nie że z politowaniem):
- perfumy la vie est belle...
o matko, no tak, moje perfumy
ulubione
ma facet nosa
...
to całkiem jak ja
historia znów dzieje się w windzie
w naszym bloku mieszka para
(zapewne niejedna
ale ja akurat o tej jednej, konkretnej)
ona i on
oboje śliczni jak z obrazka
jakby żywcem wyjęci z jakiegoś filmu
bardzo romantycznego
ona - drobniutka, filigranowa
(za każdym razem, kiedy ją widzę, czuję się przy niej
jak Madame Maxime z Harrego Pottera)
z długimi czarnymi włosami
nieskazitelna cera
lekko śniada karnacja
on - wysoki, przystojny brunet
w okularach, które dodają mu jeszcze uroku
karnacja również lekko śniada
typowo południowa uroda
myślę sobie - na 100% Włosi
mijając się - jak to sąsiedzi - wymieniamy grzeczności
po angielsku
któregoś dnia
wchodzę z Julką i Zuzią do windy
a tam sama ona
bez swojego przystojnego partnera
ale za to z psem
było coś koło ósmej rano
spałam prawie w tej windzie na stojąco
za to pies miał energię wulkanu
skakał, piszczał, obwąchiwał Julkę i Zuzię
i ewidentnie chciał się bawić
ona popatrzyła na mnie trochę przepraszająco
bo akurat jej pies usiłował wylizać buzie moich córek
dziewczyny ze śmiechem schowały się za moimi plecami
a ja powiedziałam do niej po angielsku,
że życzyłabym sobie mieć z rana tyle energii, co jej pies
uśmiechnęła się i ku mojemu zaskoczeniu
zaczęła ze mną rozmawiać piękną polszczyzną
pomyślałam sobie: wow! dzielna kobieta
polski język nie należy do najłatwiejszych
a ona tu całkiem nieźle sobie radzi
kiedy więc już w garażu rozchodziłyśmy się każda w swoją stronę
życzyłam jej dobrego dnia
i dodałam, że świetnie mówi po polsku
na co ona:
- tak, bo ja jestem Polką
mój narzeczony jest Hiszpanem
no.
tak więc myślę sobie: jasne - zdrowiej jest chodzić schodami
ale to w windzie dzieją się różne ciekawe historie ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz