sobota, 13 sierpnia 2016

Myślenie ma przyszłość a wyrostek nie zawsze

podobno

chociaż nie jestem pewna
czy nie jest przypadkiem
przereklamowane
(myślenie
bo wyrostek to na pewno)

myślałam na przykład
że w wakacje to ho ho
- tyle będę miała czasu na wszystko

zapomniałam tylko, że w wakacje dzieci nie idą do szkoły
ani do przedszkola
zatem czasu dla siebie mam mniej niż w czasie roku szkolnego

myślałam: ile to ja książek nie przeczytam...
no i tu akurat dobrze myślałam
bo jak raz nie przeczytałam

książek napoczętych: 4
książek przeczytanych: 0

dobrze, że do końca wakacji trochę jeszcze czasu zostało
myślę więc (oby słusznie), że uda mi się jeszcze
te statystyki czytelnicze nieco podrasować
i że skończę to, co zaczęłam
zanim kolejny semestr ruszy z kopyta

*  *  *

czy ja wspomniałam, że moja Martyna jest lżejsza o wyrostek?
(a obecnie nawet o szwy)
no jest

zaatakował ją nagle
w niedzielne lipcowe popołudnie

wieczorem nie dawał nawet na chwilę o sobie zapomnieć
a koło północy definitywnie zażądał interwencji szpitalnej
wyrostki - choć małe, niepozorne i kompletnie do niczego niepotrzebne
- potrafią być wredne

Martyna spędziła pół nocy na SORze przy Wołoskiej
(SOR - Szpitalny Oddział Rabunkowy
rabuje człowieka z czasu i resztek godności)
siedząc z kroplówką na krześle
poważnie
PÓŁ NOCY Z KROPLÓWKĄ NA KRZEŚLE
nic tam nie było jak w amerykańskich 'Chirurgach'
ani nawet jak w tym szpitalu w Leśnej Górze
dobrze, że chodziło tylko o wyrostek
i że 'już' rano znalazło się dla niej łóżko na oddziale chirurgicznym
a 'już' wieczorem przeprowadzono operację
i niedługo po całym zajściu pozostanie ledwie widoczny ślad
na brzuchu - również ledwie widocznym ;)

choć przez chwilę miałam takie obawy,
że Martyna lubi bywać na SORze...

dzień po tym, kiedy odwiozłam Martynę ze szpitala do domu
(i po drodze zrobiłyśmy niezbędne zakupy)
wieczorem dzwoni mój telefon

widzę, że numer jakiś obcy, ale odbieram
i słyszę Martynę:
- cześć, nie denerwuj się, u mnie wszystko w porządku,
tylko znów jestem na SORze...

jadę zatem na Wołoską do szpitala
znów
bo przecież dawno tam nie byłam :D

otóż okazało się, że Martynie skończył się zmywacz do paznokci
wyrostek wyrostkiem
ale paznokcie same się nie zrobią ;)
do sklepu było niedaleko
zatem Martyna wyszła
sama - bo blisko
bez telefonu - bo przecież zaraz wróci

przy kasie zrobiło jej się słabo
i wcale nie z powodu ceny zmywacza
tylko osłabienie pooperacyjne dało o sobie znać

w rezultacie obsługa sklepu zadzwoniła po karetkę,
która mimo głośnych protestów Martyny
powiozła ją prosto na... SOR

teraz kiedy Martyna do mnie dzwoni
mówi: u mnie wszystko w porządku
i nie jestem na SORze

ufff...

bo jak się okazało
Martyna ostatni raz była w szpitalu,
kiedy się urodziła

rozumiem, że ilością wizyt na SORze
nadrobiła wieloletnie zaległości
i teraz na długie lata mamy z tym spokój ;)

wyrostek Martyny przypomniał mi mój własny
który pozwoliłam sobie wyciąć z powodu klasówki z łaciny
w pierwszej klasie liceum

historię mojego wyrostka opisałam tutaj (klik)

z perspektywy czasu myślę jednak, że to było bardzo dobre posunięcie
nie dość, że nie dostałam pały z łaciny
to jeszcze problemy z wyrostkiem od lat mam z głowy
i to na całe życie

może więc nie takie błędy młodości straszne
jak je malują ;)

kiedy się wychodzi z domu bez telefonu i w ogóle bez niczego
to niektóre ważne informacje trzeba zapisywać pożyczonym długopisem na własnej nodze ;)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz