środa, 17 sierpnia 2016

Resztki lata

kilka dni temu chłopcy nasi wrócili z obozu sportowego
11 dni byli poza domem
owszem - tęsknili

najbardziej za dobrym jedzeniem ;)

następnie przystąpili do rozpakowywania się

kiedy zobaczyłam to kilimandżaro brudnych ubrań w łazience
przez chwilę zastanawiałam się
czy lepiej to uprać, czy spalić

wybrałam program oszczędnościowy
również dlatego, że na naszym osiedlu nie można palić ognisk
zwłaszcza w łazience

przez cały następny dzień czułam się jak szop pracz
wyprałam wszystkie ciuchy
i siebie z energii też trochę wyprałam

całe szczęście, że na krótko przed powrotem chłopaków
byłam na babskim spotkaniu
i doładowałam baterie

na dachu najfajniej :)
photo by: Tomasz Morozowski
spotkałyśmy się na najpiękniejszym tarasie w Piotrkowie
tym niebiańskim - od nieba na talerzu

tym razem było to niebo na podgrzewanym talerzu
bowiem Beata pomyliła palniki
i zamiast pogrzać patelnię
na której miałyśmy ugrillować ser halloumi
włączyła ogień pod talerzem
na którym pokrojony w plasterki ser halloumi
spokojnie sobie spoczywał
i czekał na ugrillowanie

spokojnie spoczywał do czasu
a mianowicie do tego czasu aż nie zaczął skwierczeć jakoś dziwnie
i przez chwilę pomyślałam,
że ten ogień spod patelni taki gorący, że aż się talerzowi ów żar udzielił
ale nie
patelnia stała zimna i niewzruszona
a talerz skwierczał coraz głośniej
dopóki rozchichotane nie wpadłyśmy na to
że to pod nim pali się ogień
i że może jednak go zgasimy
póki biedny talerz nie doznał oparzeń trzeciego stopnia

ser halloumi trafił w końcu na właściwą patelnię i na właściwy palnik
talerz dzielnie przeszedł próbę ognia
trochę tylko się sparzył
i więcej podobnych przygód nie było

a nie, przepraszam

jeszcze prażyłyśmy słonecznik do sałatki
również na patelni

tym razem palnik odpaliłyśmy dobry
ale słonecznik wyglądał jakoś inaczej niż zwykle

no i słusznie wyglądał
bo to nie był słonecznik
tylko ostropest
w podobnym co słonecznik słoiku trzymany

oj tam, bo ciemnawo w kuchni było
i zajęte rozmową
mało przejmowałyśmy się tym, co dookoła

tak czy inaczej pysznie było na tym tarasie
i gwiazdy było widać
i drony latały co i rusz
(drony, nie wrony ;)

niebiański taras nocą wygląda tak:

no czyż nie bosko? :)
photo by: Tomasz Morozowski
i - jak zawsze - trudno było się rozstać

w dodatku rano przyleciała do mnie zaprzyjaźniona oswojona mucha
(no bo która mucha umie tak cierpliwie i długo łazić po palcu jak ta tutaj)
i jeszcze czekała aż jej zdjęć napstrykam
trzeba ją było widzieć, jak się wdzięczyła do aparatu ;)

wcale nie chciałam jej trzymać, zostałam zmuszona...
mam nadzieję, że chłód jesieni
nie zmaluje żadnego numeru
i pozwleka jeszcze z nadejściem
- cobyśmy na tarasie posiedzieć jeszcze przed zimą zdążyły

a propos zmalowania

malowałyśmy przedwczoraj farbami
Jula, Zuzia i ja

a tak nas jakoś naszło

i oto co z tego najścia wyszło:

Od góry: malunek Julci, Zuzi i mój
patrzę na te malunki
i tak się zastanawiam
martwić się tym wściekłym ptakiem w środku, czy nie...

może dzieci od czasu do czasu
muszą sobie namalować
wściekłego ptaka w barwach wojskowych

a nie tylko takie słodko-kolorowe pitu pitu...

z racji północy
pomyślę o tym jutro 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz