poniedziałek, 29 września 2014

Nie taka znowu awaria...

Co i rusz ktoś mówi/pisze/dzwoni do mnie i mówi:
- wiesz, ten twój blog, to wcale nie taka znowu awaria,
całkiem fajnie się czyta... niektóre rzeczy... ;)

Bardzo dziękuję za te pokrzepiające słowa :)
I tak podniesiona na duchu, doprecyzuję,
iż nie miałam na myśli awarii
(a jeśli tak wyszło, to tego nie planowałam ;)
Chodziło mi o zlepek słów Maria Varia
Maria - wiadomo (pisze się Maria, a czyta się Maria albo Mariola
- w zależności od tego, jak długo się znamy ;)
to prawie jak z Prusem (pisze się Aleksander Głowacki, a wymawia Bolesław Prus ;)

Varia - z łaciny to 'różne' - czyli różne takie...

Nie żebym pałała do łaciny jakąś tam wielką miłością,
choć same lekcje i panią profesor wspominam miło.
POMIMO tego, co wydarzyło się w pierwszej klasie...

Łacinę mieliśmy w liceum
(hic haec hoc, huius huius huius, huic huic huic... itd.
- cóż to były za emocje ;)
Po pierwszym półroczu pani profesor zapowiedziała klasówkę
Obie z Kaśką miałyśmy wtedy zupełnie inne rzeczy na głowie niż nauka łaciny
(prawdopodobnie wolałyśmy śpiewać ;)
Przyszłyśmy nieprzygotowane i natychmiast wpadłyśmy na chytry plan,
żeby udać jakieś niedomaganie organizmu
Padło na mnie ('bo ty się nie będziesz śmiała i powiesz to poważnie')
i Kaśka zaprowadziła mnie do pani pielęgniarki,
bo dosłownie w tym momencie rozbolał mnie... yyy... wyrostek
Pani pielęgniarka potwierdziła, że to, co mnie boli w prawym boku, to wyrostek
i na wszelki wypadek posłała do domu
a następnie zaleciła wizytę na ostrym dyżurze w szpitalu
Nie mam pojęcia, czemu akurat w tej kolejności,
skoro szpital był przecież rzut beretem od naszego liceum
No ale przecież do szpitala wcale mi się nie spieszyło
- udawany wyrostek nie rozlewa się chyba szybko?
Ja przed rodzicami podtrzymywałam wersję z wyrostkiem
a Kaśka podtrzymywała mnie, jako że od tego bólu,
co to go udawałam, ledwie stałam na nogach.
Kaśka zadowolona wróciła do szkoły (już było po klasówce)
a mnie rodzice zawieźli do szpitala
Panu doktorowi powiedziałam, że trochę, troszeczkę zabolało mnie - o, tu
i że pani pielęgniarka w szkole powiedziała, że to może być wyrostek.
Byłam przygotowana na różne badania, może nawet na pobranie krwi (brrr... )
ale pan doktor gdzieś wyszedł, a później wrócił i powiedział,
że żadne badania nie będą już potrzebne (uffff....)
A następnie poinformował mnie, że mają wolną salę operacyjną
i że zaraz wytną mi wyrostek...
ŻE CO PROSZĘ ?????????????????????!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Na nic zdały się tłumaczenia, że już mnie prawie nie boli
(przyznanie się wtedy do wszystkiego było poniżej mojej nastoletniej godności)
I w ten oto sposób pozbyłam się wyrostka,
który koniec (nomen omen) końców i tak do niczego nie jest człowiekowi potrzebny.
A tym bardziej kobiecie (zawsze to parę gramów mniej ;)

No to kwestię awarii możemy już zostawić w spokoju ;)

A z pozostałych okoliczności różnych:
Słoneczniki trzymają się kwitnąco,
- jeden z nich zdecydował się na Sinead O'Connor stajl i zrzucił żółte płatki ;)

Towarzystwa dotrzymuje im wrzos :)
Jako że odwiedziła mię Dżuścia
(lata temu połączyła nas miłość do Dzieci z Bullerbyn i nie tylko ;)
i wrzos rzeczony podarowała
Na pogaduchy umówione byłyśmy już dawno
A właściwie to jest tak, że kiedy kończymy gadać,
to zawsze dochodzimy do wniosku,
że jeszcze nie nabyłyśmy się ze sobą
i że koniecznie niedługo znów musimy się spotkać.
I to 'niedługo' zwykle się w jakiejś tam niedalekiej przyszłości wydarza
Jak mawia Dżuści tata: 'w swoim czasie, albo nieco później' ;)

Dżuściu,
jeśli to czytasz... Nie zgadniesz, co znalazłam w tej ślicznej wrzosowej osłonce :)

Taaa daaam :)

Kiedy wyjęłam wrzos do podlania (pamiętam, pamiętam :),
zobaczyłam, że na spodzie osłonki siedziała sobie taka oto biedronka :)
Z drewna. Chyba znajoma Pinokia ;)

No.

W końcu udało mi się też spotkać z Sylwią,
która jest fryzjerką i artystką w swoim fachu
Znamy się od 12 lat - odkąd poszłam do Niej (całkiem przypadkiem ;)
i poprosiłam, żeby mnie obcięła na zapałkę
Uczyniła to bardzo niechętnie
i od tamtego czasu przez długie lata nosiłam się bardzo krótko
Aż do chwili, kiedy pojawiła się Jula i Zuzia.

Lubię moje dłuższe włosy
Przez kilka godzin po wyjściu od Sylwii
wyglądają nawet dość elegancko,
co normalnie raczej ani mnie, ani moim włosom się nie zdarza
Dlatego postanowiłam to uwiecznić
Własnoręcznie
Własne ręce same się uwieczniły w okularach ;)
Już wieczorem tego samego dnia po fryzurze nie ostał się nawet ślad. 
A po umyciu głowy... Król Lew is back ;D


...i w ogóle HAIRmider :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz