Wczoraj rano miałam odwieźć Julę i Zuzię do przedszkola.
Później miałam mieć pół dnia dla siebie (!!!)
Żeby napisać o spotkaniu z Marcią
- Marcia wygląda tak:
I o tym, że nagadać się nie mogłyśmy
oraz naśmiać
robiłyśmy więc jedno i drugie jednocześnie
żeby żadnej chwili nie uronić
i żeby zużyć ją właściwie (chwilę, nie Marcię)
Miałam też napisać o tym,
że puszczałyśmy w niebo lampiony
I że Marcia nic a nic się nie bała (naprawdę!)
trochę tylko nie dowierzała, że polecą
ale cierpliwie i ze spokojem
trzymała lampion (najpierw jeden, później drugi)
aż wypełni się ciepłym powietrzem
I przepraszam, że zdjęcia są nieco niewyraźne,
ale 'spokój' Marci i mnie się udzielił,
więc rżałyśmy ze śmiechu obie (Madziare, żałuj, że Cię nie było :)
a kiedy ręce się trzęsą, to i ostrości na zdjęciach brak ;)
Aż w końcu...
Taaa daaam :)
Radość była wielka
I to nic, że puszczając pierwszy lampion
zapomniałyśmy pomyśleć życzenie
(przy drugim nadrobiłyśmy to z nawiązką)
A najlepsze było to, że dopiero, kiedy drugi lampion poszybował w niebo,
zauważyłyśmy to, co każdy z Was z pewnością zobaczy od razu...
Słupy i linie wysokiego napięcia na szczęście nie ucierpiały
Nie spowodowałyśmy nawet najmniejszego pożaru
I o tym wszystkim miałam (kot też miauuu) napisać
NA SPOKOJNIE wczoraj
ale rano Jula obudziła się z temperaturą 39 stopni.
Zuzia wystraszyła się, że będzie musiała iść sama do przedszkola
(bez przesady, przecież bym ją odwiozła...)
i przebiła Julkę temperaturą 40,4.
No. I tak to jest robić sobie plany.
Miało być na spokojnie,
a wyszło jak zwykle - w biegu.
Do życzenia lampionowego jeszcze wrócę,
bo wiąże się z miejscem, w którym byłam wczoraj,
a którym napiszę już niedługo
kiedy to Jula i Zuzia pójdą znów do przedszkola
a ja wreszcie będę miała pół dnia dla siebie
No bo kiedyś to chyba w końcu nastąpi??? ;)
Później miałam mieć pół dnia dla siebie (!!!)
Żeby napisać o spotkaniu z Marcią
- Marcia wygląda tak:
Prawda, że jest śliczna? I tak cudownie szczupła. Stąd ksywka Pulpetta :) |
oraz naśmiać
robiłyśmy więc jedno i drugie jednocześnie
żeby żadnej chwili nie uronić
i żeby zużyć ją właściwie (chwilę, nie Marcię)
Miałam też napisać o tym,
że puszczałyśmy w niebo lampiony
I że Marcia nic a nic się nie bała (naprawdę!)
trochę tylko nie dowierzała, że polecą
ale cierpliwie i ze spokojem
trzymała lampion (najpierw jeden, później drugi)
aż wypełni się ciepłym powietrzem
ale 'spokój' Marci i mnie się udzielił,
więc rżałyśmy ze śmiechu obie (Madziare, żałuj, że Cię nie było :)
a kiedy ręce się trzęsą, to i ostrości na zdjęciach brak ;)
Aż w końcu...
Taaa daaam :)
Radość była wielka
I to nic, że puszczając pierwszy lampion
zapomniałyśmy pomyśleć życzenie
(przy drugim nadrobiłyśmy to z nawiązką)
A najlepsze było to, że dopiero, kiedy drugi lampion poszybował w niebo,
zauważyłyśmy to, co każdy z Was z pewnością zobaczy od razu...
Słupy i linie wysokiego napięcia na szczęście nie ucierpiały
Nie spowodowałyśmy nawet najmniejszego pożaru
I o tym wszystkim miałam (kot też miauuu) napisać
NA SPOKOJNIE wczoraj
ale rano Jula obudziła się z temperaturą 39 stopni.
Zuzia wystraszyła się, że będzie musiała iść sama do przedszkola
(bez przesady, przecież bym ją odwiozła...)
i przebiła Julkę temperaturą 40,4.
No. I tak to jest robić sobie plany.
Miało być na spokojnie,
a wyszło jak zwykle - w biegu.
Do życzenia lampionowego jeszcze wrócę,
bo wiąże się z miejscem, w którym byłam wczoraj,
a którym napiszę już niedługo
kiedy to Jula i Zuzia pójdą znów do przedszkola
a ja wreszcie będę miała pół dnia dla siebie
No bo kiedyś to chyba w końcu nastąpi??? ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz