poniedziałek, 19 września 2016

Na Fuercie jak w Bollywood

czasem słońce
czasem opady atmosferyczne

wczoraj ni stąd ni zowąd
(choć tak naprawdę przecież z nieba)
spadł deszcz

niebo zachmurzyło się na dobre
i do końca dnia nie przepuściło przez chmury
nawet jednego promienia słońca

nie żeby mi to jakoś szczególnie przeszkadzało

dryfuję bowiem obecnie między dwoma światami
czytając pierwszą część Gry o Tron
i Shantaram
oraz zaniedbując okrutnie i z premedytacją 'tu i teraz'

oba światy wciągające bez reszty
czasem żałuję, że nie można czytać dwóch książek jednocześnie
(najlepiej - ze zrozumieniem ;)

to się chyba nazywa zachłanność

jak zwał tak zwał

w każdym razie tak się zaczytałam
że dopiero po trzech dniach pobytu na Fuercie
dotarło do mnie, że tutejsze morze to nie jest zwykłe morze
ale najprawdziwszy w świecie Ocean Atlantycki

refleks szachisty, nie ma co

nigdy nie byłam orłem z geografii
globusa można od tego dostać ;)

i już się zaczęłam cieszyć,
że pierwszy raz w życiu moczyłam nogi w oceanie
ale Krzysiek przypomniał mi, że przecież byliśmy już nad oceanem
a nawet płynęliśmy po nim łódką

dawno temu, kiedy mieszkaliśmy w Anglii
pojechaliśmy do Southampton
i tam popłynęliśmy w krótki rejs

wyruszaliśmy z tego samego miejsca,
z którego wiele lat wcześniej wypłynął Titanic
z tą różnicą, że nasz rejs ukończył się pomyślnie

nadal jednak uważam, że to nie to samo
bo zgodnie z tym, co jest na mapie
Ocean Atlantycki zaczyna się trochę dalej
a wody w Southampton to Morze Celtyckie
poza tym było wtedy tak zimno,
że nawet palca nie zamoczyłam

tu na szczęście jest cieplej
chociaż na kąpiel w oceanie dla mnie i tak za zimno

nie dość, że zimno
to jeszcze niebezpiecznie
bo z jednej strony windsurfing
a z drugiej strony kiteboarding

śmigają po falach jak szaleni
z daleka wygląda to jak niezła frajda
mimo wszystko - nie, dziękuję

próbowałam kiedyś pływać na desce
mam nawet kilka zdjęć z tego zajścia
(żeby nie napisać nieporozumienia)

na jednym zdjęciu siedzę na desce
na drugim leżę w wodzie z nogami na desce
a na trzecim zdjęciu stoję (tu powinny zabrzmieć fanfary)
i wpływam w pobliski tatarak

wrodzony talent windsurfingowy ;)))

nie, ja dziękuję, ja sobie pospaceruję po brzegu
spacer po lagunie jest mniej niebezpieczny
można się jedynie natknąć na miejscowych naturystów
(nie wiem, czemu mówi się: nudysta
ludzka anatomia jest raczej ciekawa, a nie nudna)
którym musi być bardzo gorąco
bo chodzą sobie całkiem bez niczego

albo są tak religijni
że za słuszne uznają jedynie
chodzenie tak jak ich Pan Bóg stworzył ;)

wczoraj nawet zastanawiałam się
czy na plaży więcej jest osób w cokolwiek ubranych
czy tych całkiem rozebranych

z matematyki też nie jestem geniuszem
więc na wszelki wypadek zaniechałam obliczeń

dziś mocniej powiało
więc Krzysiek zabrał swój sprzęt (do windsurfingu)
i pognał do wody

i ja też zaraz lecę
wprawdzie do basenu
ale liczy się to tak, jakbym pływała w oceanie
bo w basenie - niespodzianka
morska woda
czysta i ciepła
ale słona jak cholera
no cóż, dolce vita bywa czasem słone ;)

PS a Ocean Atlantycki szumi tak:



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz