Tradycyjnie już
w noc przed podróżą
nie mogę zasnąć
walizki spakowane
budzik nastawiony na 6.30
(na wypadek, gdyby mewy zaspały)
na balkonie w sąsiednim hotelu
w najlepsze trwa impreza
śmieją się, piją z gwinta
(zapewne wodę mineralną,
bo wieczór taki duszny ;-))
tańce, hulanki, swawole
a ja tłukę się po łóżku
w bezśnie kompletnym
na spacer po plaży
trochę już za późno
ale i za wcześnie
powinnam chyba podróżować dzień wcześniej
albo dzień później,
żeby jakoś ominąć tę dziurę czasową
tuż przed samym wyjazdem
Wieczorem odprawiliśmy rytuał
pożegnania z morzem
polegał on na tym, że skakaliśmy przez fale
do upadłego
Julka i Zuzia piszczały z uciechy
Kuba rzucał się w wodę godnie i bez hałasu
(Piotrek w tym czasie żegnał się z basenem ;-)
woda w morzu była tak ciepła,
że nijak nam się do hotelu wracać nie chciało
zwłaszcza, że czekało nas pakowanie
W końcu jednak trzeba było wyjść z morza
i był to najmniej przyjemny moment dnia
za to moment dość zabawny
miał miejsce rano przy śniadaniu
bo towarzyszyły nam mewy
przyleciały na taras
i - niczym sępy - krążyły nad stołami
jedliśmy śniadanie wewnątrz restauracji
po chwili zauważyliśmy, że jedna z mew
przycupnęła na stoliku tuż za oknem obok nas
i zaczęła wyjadać resztki z talerza
Właśnie przełykała jajko sadzone,
kiedy do stolika podszedł pewien pan
nieco zdenerwowany,
bo jak się później okazało,
zostawił na stole swoje śniadanie
i poszedł po herbatę
kiedy wrócił, z jego śniadania niewiele zostało
rzeczona mewa zawołała również koleżankę,
ale ta już nie zdążyła się posilić,
bo pierwotny właściciel sadzonego jajka
przegnał je obie
jakby w restauracji było nie dość jajek...
swoją drogą - szacunek dla mewy za wybór menu
jajka sadzone mają tu przepyszne
No dobrze,
impreza balkonowa powoli się kończy
to i ja spróbuję zasnąć chociaż na chwilę
policzę barany, albo jakieś inne zwierzątka...
w noc przed podróżą
nie mogę zasnąć
walizki spakowane
budzik nastawiony na 6.30
(na wypadek, gdyby mewy zaspały)
na balkonie w sąsiednim hotelu
w najlepsze trwa impreza
śmieją się, piją z gwinta
(zapewne wodę mineralną,
bo wieczór taki duszny ;-))
tańce, hulanki, swawole
a ja tłukę się po łóżku
w bezśnie kompletnym
na spacer po plaży
trochę już za późno
ale i za wcześnie
powinnam chyba podróżować dzień wcześniej
albo dzień później,
żeby jakoś ominąć tę dziurę czasową
tuż przed samym wyjazdem
Wieczorem odprawiliśmy rytuał
pożegnania z morzem
polegał on na tym, że skakaliśmy przez fale
do upadłego
Julka i Zuzia piszczały z uciechy
Kuba rzucał się w wodę godnie i bez hałasu
(Piotrek w tym czasie żegnał się z basenem ;-)
woda w morzu była tak ciepła,
że nijak nam się do hotelu wracać nie chciało
zwłaszcza, że czekało nas pakowanie
W końcu jednak trzeba było wyjść z morza
i był to najmniej przyjemny moment dnia
za to moment dość zabawny
miał miejsce rano przy śniadaniu
bo towarzyszyły nam mewy
przyleciały na taras
i - niczym sępy - krążyły nad stołami
jedliśmy śniadanie wewnątrz restauracji
po chwili zauważyliśmy, że jedna z mew
przycupnęła na stoliku tuż za oknem obok nas
i zaczęła wyjadać resztki z talerza
Właśnie przełykała jajko sadzone,
kiedy do stolika podszedł pewien pan
nieco zdenerwowany,
bo jak się później okazało,
zostawił na stole swoje śniadanie
i poszedł po herbatę
kiedy wrócił, z jego śniadania niewiele zostało
rzeczona mewa zawołała również koleżankę,
ale ta już nie zdążyła się posilić,
bo pierwotny właściciel sadzonego jajka
przegnał je obie
jakby w restauracji było nie dość jajek...
'to nie ja byłam mewą...' ;-) |
jajka sadzone mają tu przepyszne
No dobrze,
impreza balkonowa powoli się kończy
to i ja spróbuję zasnąć chociaż na chwilę
policzę barany, albo jakieś inne zwierzątka...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz