ledwie ogarniam realną codzienność, a kiedy już kładę się spać
przychodzi mi mierzyć się z czymś takim...
nie mam pojęcia, skąd
- ale wiedziałam, że żyję w średniowieczu
byłam w samym środku jakiejś wielkiej bitwy
prowadziłam ludzi do bezpiecznego schronienia
(przeznaczenia nie oszukasz ;)
niestety stamtąd wkrótce też musieliśmy uciekać
nad nami latały smoki
widok fruwających smoków - spektakularny
sceny jak z 'Hobbita' i 'Władcy pierścieni'
te smoki tak kolorowe...
ich skrzydła i brzuchy lśniły w słońcu
a każdy ze smoków - mimo groźnego oblicza -
jakimś cudem - pogodny
nie bałam się (tak bardzo ;)
byłam zafascynowana tym,
co dzieje się wokół mnie i nade mną...
zawsze zadziwia mnie,
jak odgłosy realnego świata
idealnie wpasowują się w sen, który się śni
w którymś momencie usłyszałam, że nadciąga pomoc
czułam to
z daleka słychać było dźwięk dzwonków
i ten dźwięk mnie obudził
komórka Krzyśka przybyła (czy raczej zadźwięczała) z odsieczą
z jednej strony dobrze, bo już się trochę męczyłam,
ale z drugiej strony
ciekawa jestem, co wydarzyło(by) się dalej
może ciąg dalszy przyśni mi się tej nocy?
i skąd w ogóle takie sny się biorą?
nadmiar tlenu, czy co?
jeśli nadmiar tlenu, to zapewne jeszcze z niedzieli
z tej przejażdżki rowerowej,
na którą się wybraliśmy
jechaliśmy, jechaliśmy i jechaliśmy
a Jula i Zuzia śpiewały, śpiewały i śpiewały...
Od nas na Pole Mokotowskie (nie 'pola'! pole - przypomina Dżuścia :)
jedzie się max pół godziny (wliczając w to przystanki)
i niemal tyle samo trwa piosenka o jamniczku
w wykonaniu naszych 'sisters of no mercy'
'popatrzcie na jamniczka
wyturlał się z koszyczka
naczaił się na babcię (powinno być 'zaczaił', ale Jula uważa inaczej)
i porwał babci kapcie
a jak spał, a jak spał
taką grzeczną minę miał
(refren powtarza się dwa razy,
chociaż Jula i Zuzia na wszelki wypadek powtarzają co najmniej razy 6
- albo i więcej ;)
potargał chustkę w róże (ewentualnie w rurze - też ma sens ;)
i zrobił dwie kałuże
a moją nową lalkę
zaciągnął pod wersalkę
a jak spał... itd'
ot i cała piosenka o jamniczku,
którą śpiewała mała Oleandra,
i której nauczyła nas ciocia Abata (Beata czyli)
- mama Oleandry, która to Oleandra już dawno urosła
i piosenkę o jamniczku zamieniła z pewnością
na bardziej współczesne przeboje dla dorosłych ;)
przy okazji przypomniała mi się inna nasza wyprawa rowerowa,
w której uczestniczyli też chłopcy
peleton otwierał Krzysiek ciągnąc wózek z Julką i Zuzią,
za nim jechał Kuba
za Kubą Piotrek
a na końcu jechałam ja
jechaliśmy powoli, bo ruch na chodniku był dość spory
dziewczyny coś tam sobie podśpiewywały pod nosem
obok przechodziła starsza pani z laską
(taką do podpierania się, żeby nie było niejasności ;)
przystanęła,
popatrzyła na Krzyśka, na wózek,
na Kubę i Piotrka
na końcu zobaczyła mnie
i aż jej się wyrwało:
- a cóż to za dziwaki?
ponieważ, nie byłam pewna, czy jest to pytanie retoryczne,
czy jednak takie normalne,
to na wszelki wypadek
odpowiedziałam grzecznie i z uśmiechem:
- te dziwaki - to moja rodzina, proszę pani
głupio się przecież do swoich nie przyznać, nie? ;)
*
a wracając na chwilę do snów...
wczoraj widziałam się z Sabiną - moją (nie)ziemską Aniołą
uwielbiam Jej opowieści
i kocham przebywać w Jej czułej i pogodnej obecności
i myślę sobie, że te moje sny
to wcale nie z nadmiaru tlenu...
Sabina dotyka i wprawia w drgania te moje struny,
o których istnieniu na co dzień nie pamiętam
i dlatego zawsze, ale to zawsze,
kiedy potrzebuję sobie o nich przypomnieć
(choć świadomie o tym nie myślę),
wpadam 'przypadkiem' na Sabinę właśnie!
uwielbiam te 'przypadki'
i kocham Sabinę <3
przychodzi mi mierzyć się z czymś takim...
nie mam pojęcia, skąd
- ale wiedziałam, że żyję w średniowieczu
byłam w samym środku jakiejś wielkiej bitwy
prowadziłam ludzi do bezpiecznego schronienia
(przeznaczenia nie oszukasz ;)
niestety stamtąd wkrótce też musieliśmy uciekać
nad nami latały smoki
widok fruwających smoków - spektakularny
sceny jak z 'Hobbita' i 'Władcy pierścieni'
te smoki tak kolorowe...
ich skrzydła i brzuchy lśniły w słońcu
a każdy ze smoków - mimo groźnego oblicza -
jakimś cudem - pogodny
nie bałam się (tak bardzo ;)
byłam zafascynowana tym,
co dzieje się wokół mnie i nade mną...
zawsze zadziwia mnie,
jak odgłosy realnego świata
idealnie wpasowują się w sen, który się śni
w którymś momencie usłyszałam, że nadciąga pomoc
czułam to
z daleka słychać było dźwięk dzwonków
i ten dźwięk mnie obudził
komórka Krzyśka przybyła (czy raczej zadźwięczała) z odsieczą
z jednej strony dobrze, bo już się trochę męczyłam,
ale z drugiej strony
ciekawa jestem, co wydarzyło(by) się dalej
może ciąg dalszy przyśni mi się tej nocy?
i skąd w ogóle takie sny się biorą?
nadmiar tlenu, czy co?
jeśli nadmiar tlenu, to zapewne jeszcze z niedzieli
z tej przejażdżki rowerowej,
na którą się wybraliśmy
jechaliśmy, jechaliśmy i jechaliśmy
a Jula i Zuzia śpiewały, śpiewały i śpiewały...
Córki dwie w swojej karocy ze stangretem ;) |
jedzie się max pół godziny (wliczając w to przystanki)
i niemal tyle samo trwa piosenka o jamniczku
w wykonaniu naszych 'sisters of no mercy'
'popatrzcie na jamniczka
wyturlał się z koszyczka
naczaił się na babcię (powinno być 'zaczaił', ale Jula uważa inaczej)
i porwał babci kapcie
a jak spał, a jak spał
taką grzeczną minę miał
(refren powtarza się dwa razy,
chociaż Jula i Zuzia na wszelki wypadek powtarzają co najmniej razy 6
- albo i więcej ;)
potargał chustkę w róże (ewentualnie w rurze - też ma sens ;)
i zrobił dwie kałuże
a moją nową lalkę
zaciągnął pod wersalkę
a jak spał... itd'
ot i cała piosenka o jamniczku,
którą śpiewała mała Oleandra,
i której nauczyła nas ciocia Abata (Beata czyli)
- mama Oleandry, która to Oleandra już dawno urosła
i piosenkę o jamniczku zamieniła z pewnością
na bardziej współczesne przeboje dla dorosłych ;)
przy okazji przypomniała mi się inna nasza wyprawa rowerowa,
w której uczestniczyli też chłopcy
peleton otwierał Krzysiek ciągnąc wózek z Julką i Zuzią,
za nim jechał Kuba
za Kubą Piotrek
a na końcu jechałam ja
jechaliśmy powoli, bo ruch na chodniku był dość spory
dziewczyny coś tam sobie podśpiewywały pod nosem
obok przechodziła starsza pani z laską
(taką do podpierania się, żeby nie było niejasności ;)
przystanęła,
popatrzyła na Krzyśka, na wózek,
na Kubę i Piotrka
na końcu zobaczyła mnie
i aż jej się wyrwało:
- a cóż to za dziwaki?
ponieważ, nie byłam pewna, czy jest to pytanie retoryczne,
czy jednak takie normalne,
to na wszelki wypadek
odpowiedziałam grzecznie i z uśmiechem:
- te dziwaki - to moja rodzina, proszę pani
głupio się przecież do swoich nie przyznać, nie? ;)
*
a wracając na chwilę do snów...
wczoraj widziałam się z Sabiną - moją (nie)ziemską Aniołą
uwielbiam Jej opowieści
i kocham przebywać w Jej czułej i pogodnej obecności
i myślę sobie, że te moje sny
to wcale nie z nadmiaru tlenu...
Sabina dotyka i wprawia w drgania te moje struny,
o których istnieniu na co dzień nie pamiętam
i dlatego zawsze, ale to zawsze,
kiedy potrzebuję sobie o nich przypomnieć
(choć świadomie o tym nie myślę),
wpadam 'przypadkiem' na Sabinę właśnie!
uwielbiam te 'przypadki'
i kocham Sabinę <3
Cmok :* |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz