kilka ostatnich dni miałam naprawdę parszywych
stan mój psychiczny mam tu na myśli
od Marci wróciłam wcześniej niż planowałam
choroby dzieci nie da się zaplanować
a tym bardziej przewidzieć
siła wyższa - wiadomo
Jula na szczęście dość szybko wyszła ze szpitala
zapalenie płuc ugaszone
u Zuzi skończyło się na zwykłym przeziębieniu
Kuba natomiast złapał tak zwaną chorobę bostońską
(mimo iż w Bostonie nigdy nie był)
objawia się ona wypryskami wokół ust, nosa
na rękach i stopach
zdarzają się też afty w buzi i gorączka
Kuba sprzedał swoją przypadłość również Piotrkowi
(no co, z bratem się nie podzieli?)
który we wtorek rano miał 40 stopni gorączki
bałam się, że to angina ropna
bo gardło Piotrkowe okropnie wyglądało
ale gorączka dość szybko ustąpiła
a stan jamy ustnej oraz wypryski na dłoniach i stopach
nie pozostawiły wiele wątpliwości
ich resztę rozwiała przemiła pani doktor
potwierdzając rzeczoną bostonkę
dziwię się w ogóle, że lekarz nie nocował u nas w tym tygodniu
co wyszedł, to zaraz wracał (lub wracała - jeśli to była kobieta)
cała czwórka kuruje się zatem w domowych pieleszach
mając się (ku naszej uciesze) z każdym dniem lepiej
ja za to odnoszę wrażenie,
że ten tydzień trwa już z miesiąc
i jak nigdy marzę o poniedziałku
od czasu do czasu przypominam sobie, że w weekend zjazd
i że nie przeczytałam nic z tego, co sobie zaplanowałam
(wtedy jeszcze bardziej chciałabym, żeby już był poniedziałek)
jakby tego było mało
dół mnie dopadł
chyba doroczny, listopadowy
i kiedy już myślałam,
że nic nie jest mnie w stanie z owego dołu wyciągnąć
i że jakoś muszę w tym dole przeleżeć do wiosny
- zadzwoniła do mnie Beata
i dała telefon Oldze, która ze szczegółami opowiedziała
co właśnie zaszło
było tak:
Beata już z miesiąc temu zadzwoniła do mnie
i z podekscytowaniem zakomunikowała,
że jedzie z dziewczynami (Olgą i Anką czyli) na Ewę Foley
do Łodzi
Ewa Foley to taka polska Louise Hay
kto nie wie, może sobie wygooglać
w wielkim skrócie - dużo pozytywnego podejścia do życia
(potrzebnego zwłaszcza w listopadzie ;)
no i dziś właśnie to spotkanie z Ewą Foley się odbyło
i dziewczyny na nie pojechały
i nawet trafiły na miejsce
były pod wrażeniem ilości autokarów
stojących na parkingu
poszły za wszystkimi do jakiejś sali
tam podano im obiad
i były wielce zadziwione, że dostają obiad
bo niczego takiego w programie nie było
przez chwilę pomyślały nawet,
że spotkanie połączone jest z prezentacją garnków
ale nie
prezentacji garnków nie było
Ewy Foley zresztą też nie
czekały, czekały i nic
otóż okazało się, że przez pomyłkę
wszystkie trzy polazły na imprezę jakiejś fundacji
spotkanie z Ewą Foley odbywało się piętro niżej
o czym rzecz jasna dowiedziały się już po jego zakończeniu
nie wiem, czy w tej opowieści czegoś nie przekręciłam
ale dziewczyny zadzwoniły do mnie z drogi
i o dzisiejszej przygodzie opowiedziały na gorąco
tylko wiecie, czasem trudno wszystko zrozumieć
kiedy ktoś opowiada historię
dusząc się przy tym ze śmiechu :D
natychmiast przypomniała mi się historia,
którą kiedyś opowiadał mi bodaj Paweł Małolepszy
o jakimś jego koledze,
który na weselu przyjaciela tak się nabzdryngolił,
że kiedy wrócił następnego dnia na poprawiny
to też pomylił sale
i do samego końca imprezy nie zorientował się,
że trafił nie na te poprawiny, co trzeba ;)
uwielbiam takie historie
z najnowszych doniesień:
Olga i Anka namawiają Beatę do założenia agencji turystycznej
BEATA TRAVEL
to dla lubiących niespodzianki
jedziesz i nigdy nie wiadomo, dokąd trafisz ;)))
wylazłam z doła
jeszcze tylko otrzepię się z liści
i ostatecznie może sobie już być ten piątek... ;)
stan mój psychiczny mam tu na myśli
od Marci wróciłam wcześniej niż planowałam
choroby dzieci nie da się zaplanować
a tym bardziej przewidzieć
siła wyższa - wiadomo
Jula na szczęście dość szybko wyszła ze szpitala
zapalenie płuc ugaszone
u Zuzi skończyło się na zwykłym przeziębieniu
Kuba natomiast złapał tak zwaną chorobę bostońską
(mimo iż w Bostonie nigdy nie był)
objawia się ona wypryskami wokół ust, nosa
na rękach i stopach
zdarzają się też afty w buzi i gorączka
Kuba sprzedał swoją przypadłość również Piotrkowi
(no co, z bratem się nie podzieli?)
który we wtorek rano miał 40 stopni gorączki
bałam się, że to angina ropna
bo gardło Piotrkowe okropnie wyglądało
ale gorączka dość szybko ustąpiła
a stan jamy ustnej oraz wypryski na dłoniach i stopach
nie pozostawiły wiele wątpliwości
ich resztę rozwiała przemiła pani doktor
potwierdzając rzeczoną bostonkę
dziwię się w ogóle, że lekarz nie nocował u nas w tym tygodniu
co wyszedł, to zaraz wracał (lub wracała - jeśli to była kobieta)
cała czwórka kuruje się zatem w domowych pieleszach
mając się (ku naszej uciesze) z każdym dniem lepiej
ja za to odnoszę wrażenie,
że ten tydzień trwa już z miesiąc
i jak nigdy marzę o poniedziałku
od czasu do czasu przypominam sobie, że w weekend zjazd
i że nie przeczytałam nic z tego, co sobie zaplanowałam
(wtedy jeszcze bardziej chciałabym, żeby już był poniedziałek)
jakby tego było mało
dół mnie dopadł
chyba doroczny, listopadowy
i kiedy już myślałam,
że nic nie jest mnie w stanie z owego dołu wyciągnąć
i że jakoś muszę w tym dole przeleżeć do wiosny
- zadzwoniła do mnie Beata
i dała telefon Oldze, która ze szczegółami opowiedziała
co właśnie zaszło
było tak:
Beata już z miesiąc temu zadzwoniła do mnie
i z podekscytowaniem zakomunikowała,
że jedzie z dziewczynami (Olgą i Anką czyli) na Ewę Foley
do Łodzi
Ewa Foley to taka polska Louise Hay
kto nie wie, może sobie wygooglać
w wielkim skrócie - dużo pozytywnego podejścia do życia
(potrzebnego zwłaszcza w listopadzie ;)
no i dziś właśnie to spotkanie z Ewą Foley się odbyło
i dziewczyny na nie pojechały
i nawet trafiły na miejsce
były pod wrażeniem ilości autokarów
stojących na parkingu
poszły za wszystkimi do jakiejś sali
tam podano im obiad
i były wielce zadziwione, że dostają obiad
bo niczego takiego w programie nie było
przez chwilę pomyślały nawet,
że spotkanie połączone jest z prezentacją garnków
ale nie
prezentacji garnków nie było
Ewy Foley zresztą też nie
czekały, czekały i nic
otóż okazało się, że przez pomyłkę
wszystkie trzy polazły na imprezę jakiejś fundacji
spotkanie z Ewą Foley odbywało się piętro niżej
o czym rzecz jasna dowiedziały się już po jego zakończeniu
nie wiem, czy w tej opowieści czegoś nie przekręciłam
ale dziewczyny zadzwoniły do mnie z drogi
i o dzisiejszej przygodzie opowiedziały na gorąco
tylko wiecie, czasem trudno wszystko zrozumieć
kiedy ktoś opowiada historię
dusząc się przy tym ze śmiechu :D
natychmiast przypomniała mi się historia,
którą kiedyś opowiadał mi bodaj Paweł Małolepszy
o jakimś jego koledze,
który na weselu przyjaciela tak się nabzdryngolił,
że kiedy wrócił następnego dnia na poprawiny
to też pomylił sale
i do samego końca imprezy nie zorientował się,
że trafił nie na te poprawiny, co trzeba ;)
uwielbiam takie historie
z najnowszych doniesień:
Olga i Anka namawiają Beatę do założenia agencji turystycznej
BEATA TRAVEL
to dla lubiących niespodzianki
jedziesz i nigdy nie wiadomo, dokąd trafisz ;)))
wylazłam z doła
jeszcze tylko otrzepię się z liści
i ostatecznie może sobie już być ten piątek... ;)
![]() |
nie mam zdjęcia Beaty, Anki i Olgi (zrobię przy najbliższej tarasowej okazji) zamiast zdjęcia znalazłam rysunek Marty Frej który tu bardzo pasuje i jeśli chodzi o tę trójkę - wiele wyjaśnia ;) źródło: Marta Frej / fb (klik) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz