Z greckiej wyspy Zakynthos do Warszawy
leci się ok. 3 godziny
czasem jednak nie wystarczy wsiąść do samolotu
i fizycznie się przemieścić
aby wrócić do siebie
trochę więc wróciłam, a trochę nie
jeszcze w uszach szumi morze
i nie muszę nawet zamykać oczu,
żeby widzieć te wszystkie piękne miejsca,
które mam pod powiekami
co tu dużo gadać
- było w dechę!
no może poza rejsem, na który się wybrałyśmy
chyba zapominając, jak na morzu może bujać...
trafiła nam się pogoda sztormowa
i w pewnym momencie
główną treścią rejsu
była niestety treść żołądkowa
większości uczestników
lądująca za burtą
z wątpliwą gracją
powiedzmy, że widoki, roztaczające się dookoła
(kiedy już byłyśmy w stanie je podziwiać)
zrekompensowały nam te 'drobne' niedogodności rejsowe...
cieszę się, że w zatoce wraku
(w której czułam się mniej więcej jak wrak właśnie)
zobaczyłam na własne oczy kolor wody
która jest niemożebnie turkusowa
i tworzy niezwykły kontrast z szafirem nieba
z tej Natury to niezły malarz jest...
byłyśmy w miejscach,
skąd roztaczające się widoki
zapierają dech w piersiach
dosłownie!
(zwłaszcza, kiedy mocniej wiatr zawieje ;)
byłyśmy na plaży,
która sama w sobie jest naturalnym spa
bowiem można znaleźć tam zieloną glinkę,
którą się kruszy, moczy
i już jest gotowa do smarowania
a smarować można wszędzie
wprawdzie na początku wygląda się jak
Fiona albo Shrek (w zależności od płci
- chociaż po nasmarowaniu
nawet różnice płci zacierają się kompletnie ;)
ale za to później skóra jest gładka i piękna, że ho ho
byłyśmy na plaży, gdzie można spotkać żółwie
niemal tak duże jak na Galapagos
możliwe jednak, że żółwie wystraszyły się nalotu turystów,
bo żaden nam się nie pokazał
widziałyśmy flagę grecką
łopoczącą na wietrze i wielką na pół nieba
ponoć wielkością swą zapisała się w Księdze rekordów Guinnessa
oglądałyśmy zachód słońca
w miejscu specjalnie do tego przygotowanym
trochę to wyglądało jak miejsca w teatrze
w oczekiwaniu na wielkie przedstawienie
tyle że siedziska zrobiono ze snopków siana
i przykryto je ręcznie tkanymi dywanikami
we fuaje teatralnym (foyer - mam na myśli)
czyli w budzie kempingowej tuż obok
można było sobie kupić czipsy i colę
- żeby godnie ten zachód słońca oglądać
i nie nudzić się, jeśli słońce będzie zachodziło zbyt wolno
dodatkową atrakcją tego miejsca były kozy
rozpełzające się w różnych kierunkach
oraz pies pasterz, który je pilnował
i zaganiał, jeśli któraś zbyt mocno się oddaliła
a wszystko to miało miejsce na klifach tak wysokich,
że strach było spojrzeć w dół
ale ja i tak spojrzałam
zajrzałyśmy do wielu uroczych knajpek i tawern
z których jedna
była tak romantyczna,
że mimo zmęczenia
po całodniowej wycieczce objazdowej po wyspie,
wróciłyśmy do niej raz jeszcze wieczorem.
i bardzo dobrze, że tak zrobiłyśmy,
bo takiej dawki romantyzmu w jednym miejscu,
to ze świeczką szukać
- bo i blask świeczek właśnie
i szum morza, które tuż tuż obok stolików
i gwiazdy w pełnej krasie
(bo knajpka ta urokliwa tuż za miastem,
więc światła miejskie nie zakłócały odbioru)
rozsiadłyśmy się na jednej z sof,
Marcia dostała kocyk
bo o północy nieco chłodnawo już było
i nijak nam się do hotelu wracać nie chciało
w innej znów knajpce śpiewał Michael Jackson
jak żywy
knajpka była najtklabem
pełnym nabzdryngolonych Anglików,
którzy śpiewali głośniej niż sam Majkel
a jeden pan to nawet i poruszał się lepiej w tańcu
zbierając za swój taniec
gorące oklaski
do hotelu wracałyśmy chyba jako ostatnie
mieszkałyśmy na trzecim piętrze
każdej nocy witały nas malutkie jaszczurki hasające po ścianie
pewnie oswojone
chociaż nie chciały powiedzieć, jak mają na imię
a z balkonu co wieczór
oglądałyśmy nasz prywatny zachód słońca
może nie tak spektakularny jak ten na klifach,
ale równie piękny
było tak, jak lubię najbardziej
Marciu, Madziare,
kocham Was jakniewiemco <3
PS W przyszłym roku eksplorujemy Lesbos
poniżej kropla w morzu
z dokumentacji zdjęciowej
oraz bonus specjalny:
minuta relaksacyjnego szumu morza ;)
leci się ok. 3 godziny
czasem jednak nie wystarczy wsiąść do samolotu
i fizycznie się przemieścić
aby wrócić do siebie
trochę więc wróciłam, a trochę nie
jeszcze w uszach szumi morze
i nie muszę nawet zamykać oczu,
żeby widzieć te wszystkie piękne miejsca,
które mam pod powiekami
co tu dużo gadać
- było w dechę!
no może poza rejsem, na który się wybrałyśmy
chyba zapominając, jak na morzu może bujać...
trafiła nam się pogoda sztormowa
i w pewnym momencie
główną treścią rejsu
była niestety treść żołądkowa
większości uczestników
lądująca za burtą
z wątpliwą gracją
powiedzmy, że widoki, roztaczające się dookoła
(kiedy już byłyśmy w stanie je podziwiać)
zrekompensowały nam te 'drobne' niedogodności rejsowe...
cieszę się, że w zatoce wraku
(w której czułam się mniej więcej jak wrak właśnie)
zobaczyłam na własne oczy kolor wody
która jest niemożebnie turkusowa
i tworzy niezwykły kontrast z szafirem nieba
z tej Natury to niezły malarz jest...
byłyśmy w miejscach,
skąd roztaczające się widoki
zapierają dech w piersiach
dosłownie!
(zwłaszcza, kiedy mocniej wiatr zawieje ;)
byłyśmy na plaży,
która sama w sobie jest naturalnym spa
bowiem można znaleźć tam zieloną glinkę,
którą się kruszy, moczy
i już jest gotowa do smarowania
a smarować można wszędzie
wprawdzie na początku wygląda się jak
Fiona albo Shrek (w zależności od płci
- chociaż po nasmarowaniu
nawet różnice płci zacierają się kompletnie ;)
ale za to później skóra jest gładka i piękna, że ho ho
byłyśmy na plaży, gdzie można spotkać żółwie
niemal tak duże jak na Galapagos
możliwe jednak, że żółwie wystraszyły się nalotu turystów,
bo żaden nam się nie pokazał
widziałyśmy flagę grecką
łopoczącą na wietrze i wielką na pół nieba
ponoć wielkością swą zapisała się w Księdze rekordów Guinnessa
oglądałyśmy zachód słońca
w miejscu specjalnie do tego przygotowanym
trochę to wyglądało jak miejsca w teatrze
w oczekiwaniu na wielkie przedstawienie
tyle że siedziska zrobiono ze snopków siana
i przykryto je ręcznie tkanymi dywanikami
we fuaje teatralnym (foyer - mam na myśli)
czyli w budzie kempingowej tuż obok
można było sobie kupić czipsy i colę
- żeby godnie ten zachód słońca oglądać
i nie nudzić się, jeśli słońce będzie zachodziło zbyt wolno
dodatkową atrakcją tego miejsca były kozy
rozpełzające się w różnych kierunkach
oraz pies pasterz, który je pilnował
i zaganiał, jeśli któraś zbyt mocno się oddaliła
a wszystko to miało miejsce na klifach tak wysokich,
że strach było spojrzeć w dół
ale ja i tak spojrzałam
zajrzałyśmy do wielu uroczych knajpek i tawern
z których jedna
była tak romantyczna,
że mimo zmęczenia
po całodniowej wycieczce objazdowej po wyspie,
wróciłyśmy do niej raz jeszcze wieczorem.
i bardzo dobrze, że tak zrobiłyśmy,
bo takiej dawki romantyzmu w jednym miejscu,
to ze świeczką szukać
- bo i blask świeczek właśnie
i szum morza, które tuż tuż obok stolików
i gwiazdy w pełnej krasie
(bo knajpka ta urokliwa tuż za miastem,
więc światła miejskie nie zakłócały odbioru)
rozsiadłyśmy się na jednej z sof,
Marcia dostała kocyk
bo o północy nieco chłodnawo już było
i nijak nam się do hotelu wracać nie chciało
w innej znów knajpce śpiewał Michael Jackson
jak żywy
knajpka była najtklabem
pełnym nabzdryngolonych Anglików,
którzy śpiewali głośniej niż sam Majkel
a jeden pan to nawet i poruszał się lepiej w tańcu
zbierając za swój taniec
gorące oklaski
do hotelu wracałyśmy chyba jako ostatnie
mieszkałyśmy na trzecim piętrze
każdej nocy witały nas malutkie jaszczurki hasające po ścianie
pewnie oswojone
chociaż nie chciały powiedzieć, jak mają na imię
a z balkonu co wieczór
oglądałyśmy nasz prywatny zachód słońca
może nie tak spektakularny jak ten na klifach,
ale równie piękny
było tak, jak lubię najbardziej
Marciu, Madziare,
kocham Was jakniewiemco <3
PS W przyszłym roku eksplorujemy Lesbos
poniżej kropla w morzu
z dokumentacji zdjęciowej
oraz bonus specjalny:
minuta relaksacyjnego szumu morza ;)
że niby w samolocie za dużo światła, żeby spać ;) |
widok z naszego balkonu |
podróżniczki trzy |
Marcia i pareo |
Marcia z ręcznikowym Richardem Richard towarzyszy nam na wszystkich naszych babskich wakacjach |
...i cieszy się dużą popularnością miejscowych kobiet |
bardzo grecki wieczór |
przed rejsem, z uśmiechem na twarzy - bo jeszcze wtedy nie wiedziałyśmy, co nas czeka ;) |
były jaskinie |
niestety bez jaskiniowców ;) |
no nie bajka? |
zatoka wraku (w porównaniu z naszym samopoczuciem, wrak miał się świetnie ;) |
tu zapierało dech w piersiach, bo i widok, i wiatr dość silny |
Najbardziej romantyczna knajpka na Zakynthos - Portofino |
jeszcze się tam żagiel bieli... |
zasiadłyśmy tu wieczorem |
boginie odpoczywają |
jak tu nie wstąpić chociaż na chwilę |
Majkel - jak żywy |
moje piękne Fiony :) |
tak wyglądały w trakcie zabiegu |
a tak po. efekt zabiegu przeszedł nasze najśmielsze oczekiwania ;) |
plaża żółwi. żółwi jako takich nie zobaczyłyśmy żeby to sobie jakoś zrekompensować, poruszałyśmy się w żółwim tempie |
flaga gigant - ta z księgi rekordów |
tu w nieco mniejszym wydaniu ;) |
czekając na zachód słońca. centralnie Madziare z aparatem (no przecież!) |
na klifach |
się odważyłam i spojrzałam w dół. było dość... hmmm... wysoko |
w antrakcie |
zaraz zajdzie |
już, już prawie |
w greckim Portofino wieczorową porą |
iść, ciągle iść w stronę słońca |
... |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz