sobota, 27 czerwca 2015

Nasze babskie greckie wakacje

Z greckiej wyspy Zakynthos do Warszawy
leci się ok. 3 godziny

czasem jednak nie wystarczy wsiąść do samolotu
i fizycznie się przemieścić
aby wrócić do siebie

trochę więc wróciłam, a trochę nie

jeszcze w uszach szumi morze
i nie muszę nawet zamykać oczu,
żeby widzieć te wszystkie piękne miejsca,
które mam pod powiekami

co tu dużo gadać
- było w dechę!

no może poza rejsem, na który się wybrałyśmy
chyba zapominając, jak na morzu może bujać...

trafiła nam się pogoda sztormowa

i w pewnym momencie
główną treścią rejsu
była niestety treść żołądkowa
większości uczestników
lądująca za burtą
z wątpliwą gracją

powiedzmy, że widoki, roztaczające się dookoła
(kiedy już byłyśmy w stanie je podziwiać)
zrekompensowały nam te 'drobne' niedogodności rejsowe...

cieszę się, że w zatoce wraku
(w której czułam się mniej więcej jak wrak właśnie)
zobaczyłam na własne oczy kolor wody
która jest niemożebnie turkusowa
i tworzy niezwykły kontrast z szafirem nieba
z tej Natury to niezły malarz jest...

byłyśmy w miejscach,
skąd roztaczające się widoki
zapierają dech w piersiach
dosłownie!
(zwłaszcza, kiedy mocniej wiatr zawieje ;)

byłyśmy na plaży,
która sama w sobie jest naturalnym spa
bowiem można znaleźć tam zieloną glinkę,
którą się kruszy, moczy
i już jest gotowa do smarowania
a smarować można wszędzie
wprawdzie na początku wygląda się jak
Fiona albo Shrek (w zależności od płci
- chociaż po nasmarowaniu
nawet różnice płci zacierają się kompletnie ;)
ale za to później skóra jest gładka i piękna, że ho ho

byłyśmy na plaży, gdzie można spotkać żółwie
niemal tak duże jak na Galapagos
możliwe jednak, że żółwie wystraszyły się nalotu turystów,
bo żaden nam się nie pokazał

widziałyśmy flagę grecką
łopoczącą na wietrze i wielką na pół nieba
ponoć wielkością swą zapisała się w Księdze rekordów Guinnessa

oglądałyśmy zachód słońca
w miejscu specjalnie do tego przygotowanym
trochę to wyglądało jak miejsca w teatrze
w oczekiwaniu na wielkie przedstawienie
tyle że siedziska zrobiono ze snopków siana
i przykryto je ręcznie tkanymi dywanikami
we fuaje teatralnym (foyer - mam na myśli)
czyli w budzie kempingowej tuż obok
można było sobie kupić czipsy i colę
- żeby godnie ten zachód słońca oglądać
i nie nudzić się, jeśli słońce będzie zachodziło zbyt wolno

dodatkową atrakcją tego miejsca były kozy
rozpełzające się w różnych kierunkach
oraz pies pasterz, który je pilnował
i zaganiał, jeśli któraś zbyt mocno się oddaliła

a wszystko to miało miejsce na klifach tak wysokich,
że strach było spojrzeć w dół
ale ja i tak spojrzałam

zajrzałyśmy do wielu uroczych knajpek i tawern
z których jedna
była tak romantyczna,
że mimo zmęczenia
po całodniowej wycieczce objazdowej po wyspie,
wróciłyśmy do niej raz jeszcze wieczorem.

i bardzo dobrze, że tak zrobiłyśmy,
bo takiej dawki romantyzmu w jednym miejscu,
to ze świeczką szukać
- bo i blask świeczek właśnie
i szum morza, które tuż tuż obok stolików
i gwiazdy w pełnej krasie
(bo knajpka ta urokliwa tuż za miastem,
więc światła miejskie nie zakłócały odbioru)

rozsiadłyśmy się na jednej z sof,
Marcia dostała kocyk
bo o północy nieco chłodnawo już było
i nijak nam się do hotelu wracać nie chciało

w innej znów knajpce śpiewał Michael Jackson
jak żywy
knajpka była najtklabem
pełnym nabzdryngolonych Anglików,
którzy śpiewali głośniej niż sam Majkel
a jeden pan to nawet i poruszał się lepiej w tańcu
zbierając za swój taniec
gorące oklaski

do hotelu wracałyśmy chyba jako ostatnie
mieszkałyśmy na trzecim piętrze
każdej nocy witały nas malutkie jaszczurki hasające po ścianie
pewnie oswojone
chociaż nie chciały powiedzieć, jak mają na imię
a z balkonu co wieczór
oglądałyśmy nasz prywatny zachód słońca
może nie tak spektakularny jak ten na klifach,
ale równie piękny

było tak, jak lubię najbardziej

Marciu, Madziare,
kocham Was jakniewiemco <3

PS W przyszłym roku eksplorujemy Lesbos

poniżej kropla w morzu
z dokumentacji zdjęciowej
oraz bonus specjalny:
minuta relaksacyjnego szumu morza ;)

że niby w samolocie za dużo światła, żeby spać ;)

widok z naszego balkonu 

podróżniczki trzy

Marcia i pareo

Marcia z ręcznikowym Richardem
Richard towarzyszy nam na wszystkich naszych babskich wakacjach

...i cieszy się dużą popularnością miejscowych kobiet 
bardzo grecki wieczór

przed rejsem, z uśmiechem na twarzy
- bo jeszcze wtedy nie wiedziałyśmy, co nas czeka ;)

były jaskinie

niestety bez jaskiniowców ;)



no nie bajka?

zatoka wraku (w porównaniu z naszym samopoczuciem, wrak miał się świetnie ;)

tu zapierało dech w piersiach, bo i widok, i wiatr dość silny 

Najbardziej romantyczna knajpka na Zakynthos - Portofino


jeszcze się tam żagiel bieli...








zasiadłyśmy tu wieczorem



boginie odpoczywają 

jak tu nie wstąpić chociaż na chwilę



Majkel - jak żywy
moje piękne Fiony :)

tak wyglądały w trakcie zabiegu

a tak po. efekt zabiegu przeszedł nasze najśmielsze oczekiwania ;)
plaża żółwi. żółwi jako takich nie zobaczyłyśmy
żeby to sobie jakoś zrekompensować, poruszałyśmy się w żółwim tempie

flaga gigant - ta z księgi rekordów 

tu w nieco mniejszym wydaniu ;)
czekając na zachód słońca. centralnie Madziare z aparatem (no przecież!)
na klifach

się odważyłam i spojrzałam w dół. było dość... hmmm... wysoko 


w antrakcie

zaraz zajdzie

już, już prawie

w greckim Portofino wieczorową porą

iść, ciągle iść w stronę słońca

...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz