na cmentarzach pachnie dymem i staromodnymi perfumami
i dym i te perfumy budzą we mnie wspomnienia
nic konkretnego
urywki obrazów, ludzie, kolory, zapachy
to wszystko przelatuje przez moją głowę
raz szybciej
innym znów razem w zwolnionym tempie
czasem w towarzystwie dźwięków
ale i bezdźwięcznie też się zdarza
kiedy w sobotę koło 18tej
zapalaliśmy świeczki na grobie moich dziadków
widzieliśmy tę planetoidę, która przeleciała niedaleko Ziemi
zjawisko spektakularne
nigdy wcześniej nie widziałam na własne oczy niczego podobnego
(jeśli nie liczyć spadających gwiazd,
które jednak były 'nieco' mniejszych rozmiarów)
ten krótki błysk,
którego byliśmy świadkami
pokazał w wielkim skrócie, jak 'długo' trwa życie
- chwila i po wszystkim
tak mi się to skojarzyło
no bo czymże jesteśmy wobec wieczności?
chwilą zaledwie
choć tyle się dzieje każdego dnia
przez wszystkie dni naszego życia
problemy, kłopoty, radości, szczęścia i nieszczęścia,
dylematy nie do rozwiązania
i inne iluzje naszych umysłów...
biegniemy co sił
z rzadka jedynie odpoczywając
odpoczynku też uczymy się z wiekiem
(często dopiero tym od trumny)
i nie jestem tym zdołowana
- jakkolwiek brzmi to, o czym tu piszę
po prostu w listopadzie przemijanie jakoś mocniej do mnie dociera
i po młodzieńczej fali protestu,
która przetoczyła się przeze mnie nie raz i nie dwa,
dziś mam w sobie na to zgodę
na to, co jest
na to, co będzie
i na to, że to też przeminie
...
później Ella zapytała mnie:
'a co, gdyby akurat wtedy był koniec świata?'
jak to co?
no nic
końca świata chyba nie da się zatrzymać, ani nawet spowolnić,
kiedy już następuje...
(ale tego nie wiem na pewno,
choć niejeden koniec świata przeżyłam,
jednak - jak się później okazywało - żaden nie był prawdziwy)
jak raz bylibyśmy już na miejscu
i to bez spóźnienia
- zupełnie jak nie my
(my 'zazwyczaj w biegu i rzadko na czas')
jednak koniec nie nastąpił
życie potoczyło się dalej
niewzruszone planetoidą
bo życie nie takie rzeczy w swoim życiu widziało ;)
i dym i te perfumy budzą we mnie wspomnienia
nic konkretnego
urywki obrazów, ludzie, kolory, zapachy
to wszystko przelatuje przez moją głowę
raz szybciej
innym znów razem w zwolnionym tempie
czasem w towarzystwie dźwięków
ale i bezdźwięcznie też się zdarza
kiedy w sobotę koło 18tej
zapalaliśmy świeczki na grobie moich dziadków
widzieliśmy tę planetoidę, która przeleciała niedaleko Ziemi
zjawisko spektakularne
nigdy wcześniej nie widziałam na własne oczy niczego podobnego
(jeśli nie liczyć spadających gwiazd,
które jednak były 'nieco' mniejszych rozmiarów)
ten krótki błysk,
którego byliśmy świadkami
pokazał w wielkim skrócie, jak 'długo' trwa życie
- chwila i po wszystkim
tak mi się to skojarzyło
no bo czymże jesteśmy wobec wieczności?
chwilą zaledwie
choć tyle się dzieje każdego dnia
przez wszystkie dni naszego życia
problemy, kłopoty, radości, szczęścia i nieszczęścia,
dylematy nie do rozwiązania
i inne iluzje naszych umysłów...
biegniemy co sił
z rzadka jedynie odpoczywając
odpoczynku też uczymy się z wiekiem
(często dopiero tym od trumny)
i nie jestem tym zdołowana
- jakkolwiek brzmi to, o czym tu piszę
po prostu w listopadzie przemijanie jakoś mocniej do mnie dociera
i po młodzieńczej fali protestu,
która przetoczyła się przeze mnie nie raz i nie dwa,
dziś mam w sobie na to zgodę
na to, co jest
na to, co będzie
i na to, że to też przeminie
...
później Ella zapytała mnie:
'a co, gdyby akurat wtedy był koniec świata?'
jak to co?
no nic
końca świata chyba nie da się zatrzymać, ani nawet spowolnić,
kiedy już następuje...
(ale tego nie wiem na pewno,
choć niejeden koniec świata przeżyłam,
jednak - jak się później okazywało - żaden nie był prawdziwy)
jak raz bylibyśmy już na miejscu
i to bez spóźnienia
- zupełnie jak nie my
(my 'zazwyczaj w biegu i rzadko na czas')
jednak koniec nie nastąpił
życie potoczyło się dalej
niewzruszone planetoidą
bo życie nie takie rzeczy w swoim życiu widziało ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz