środa, 18 listopada 2015

Zjazd po zjeździe

W deszczowy dzień - taki jak dziś -
droga do przedszkola jest dwa razy dłuższa
niż zazwyczaj

mając kalosze na nogach
nie można przecież ominąć żadnej kałuży,
która jest po drodze tejże właśnie doprzedszkolnej

w weekend miałam zjazd

jako i teraz mam

po każdym zjeździe zaliczam zjazd
energetyczny
psychiczny
i fizyczny

dużo czytania,
eseje do napisania
jakieś badanie, tabelki i prezentacje
tyle do ogarnięcia

i już już, kiedy rękawy do pracy zakasane,
to ręce opadają
z bezsilności
wobec tego świata,
tego, co się wydarza
i ludzi

i śmierci,
o której wiadomo, że nieuchronna,
ale często zbyt przedwczesna
i coraz częściej nie w porę
i całkiem nie tak...

lęk, który normalnie w sobie noszę
i z którym żyję jakoś na co dzień przecież
podwyższył mi się po tym weekendzie

lęk i bezsilność
wzięły górę i nie chcą odpuścić

mogę mieć względny wpływ tylko na to,
co sama sobie zaplanuję

a i z tym różnie bywa

no bo weźmy ubiegły tydzień na ten przykład

poniedziałek cały był dla Krzyśka
we wtorek czytałam o motywacji
środa była wolna, dzieci w domu,
więc całą resztę zostawiłam sobie na czwartek i piątek
(całą resztę rzeczy do przeczytania na sobotnio-niedzielny zjazd)

tu do akcji wkracza (duchem) Woody Allen,
który powiedział kiedyś:
'jeśli chcesz rozśmieszyć Pana Boga,
to opowiedz mu o swoich planach'

jeszcze w środę na brzuszku Julci pojawiła się dziwna wysypka
właściwie pojawiła się we wtorek
i mimo wypicia wapna
- w środę nadal miała się dobrze

wysypka miała się dobrze,
za to Julka mówiła, że ją swędzi

pojechałyśmy więc na dyżur pediatryczny,
tam dwóch lekarzy obejrzało dziwną wysypkę
i żaden nie był pewien, czy to jest ospa, czy jednak nie

na wszelki wypadek postanowiłam zostawić Julę i Zuzię
do końca tygodnia w domu
no bo co, jeśli jednak to ospa, tyle że o dziwacznym przebiegu...

tym sposobem dwa przedpołudnia,
które miałam spędzić w oparach nauki i psychologicznych mądrości, licho wzięło

no ale nie wszystko stracone - pomyślałam

poprosiłam, żeby w czwartek po południu przyszła do nas Niania
tak, żebym mogła ze trzy, może nawet cztery godziny poświęcić
na przygotowanie się merytoryczne do zjazdu, który mię czekał

i rzeczywiście w czwartek przyszła do nas Niania

a chwilę po Niani wszedł do domu Kuba,
chociaż wyraz 'wszedł' nie do końca tu oddaje stan faktyczny
powinnam raczej napisać: przykuśtykał

no a skoro już przykuśtykał, to opowiedział, jak do tego kuśtykania doszło

otóż rano, jadąc do szkoły na hulajnodze,
Kuba wjechał w przystanek
to się zdarza przecież, że przystanek (albo drzewo, albo słup)
nie schodzi nam z drogi, kiedy się do niego zbliżamy

ale ponieważ Kuba nie był pewien, czy noga,
którą przywalił w przystanek, go boli, czy nie,
to na wszelki wypadek jednak poszedł do szkoły

w szkole nadal nie był pewien, czy noga go boli, czy nie,
więc na wszelki wypadek ćwiczył na wuefie

no i dopiero po wuefie z całą pewnością stwierdził,
że jednak noga go boli
i to nawet bardzo

na tyle bardzo, że do domu ledwie dokuśtykał

z litości jedynie go nie udusiłam,
tylko wpakowałam do samochodu
i spędziliśmy urocze popołudnie oraz wieczór
na dyżurze ortopedycznym

- zresztą w tej samej przychodni,
w której dzień wcześniej byłam z Julą

jestem stałym bywalcem
tylko dzieci zmieniam...

na szczęście prześwietlenie wykazało, że to tylko stłuczenie

kości całe
za to fiolet wokół stłuczenia tak imponujący,
że do dziś się trzyma
i nieprędko całkiem zejdzie

w piątek zatem już cała trójka była w domu
zdołałam więc tylko pobieżnie przejrzeć to, co było do przeczytania

mimo to jakoś przeżyłam

napisałam nawet mid-term test z angielskiego
i wejściówkę z psychoanalizy

w poniedziałek dochodziłam do siebie
we wtorek było już trochę lepiej

a dziś ponownie zabieram się do pracy
(wszystkie dzieci szczęśliwie w placówkach oświatowych)

świat się kręci
życie toczy się dalej

serce pęka na tysiąc kawałków, kiedy patrzę na to,
co dzieje się w tak wielu miejscach na świecie

jak to możliwe, że mając do wyboru pokój i wojnę
- wojna wygrywa?

uczę się żyć z tą bezsilnością i niezrozumieniem świata
- cóż innego mogę

a do lęku mówię, żeby się nie bał i odpuścił

bo - jak śpiewa Adam Nowak z Raz Dwa Trzy

- 'i tak warto żyć'

źródło: Bohater / Małgorzata Halber (klik)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz